Ajana Początkujący Trener
Napisanych : 395 Dołączył : 06/04/2014 Wiek : 25
| Temat: Gra Nightmare Sob 14 Lut 2015, 17:27 | |
| - Historia:
Bartholomew Laughton... Tak, to ja... Pozwolicie, że będę opowiadał sam, jako narrator pierwszoosobowy. No chyba, że wam to przeszkadza... Nie? To i lepiej. Zacznę od tego, że urodziłem się nie wiem gdzie, moi starzy są nie wiem kim (o ile ich w ogóle mam), a jedyne co mi po nich pozostało to nazwisko. No bo chyba Agencja nie zmyśliłaby sobie tego, że brzmi ono właśnie tak, a nie inaczej. W sumie to nie mogę tego zagwarantować, ale trzymajmy się pierwszej opcji. Mój przełożony - Admirał Logan - jest kimś, kogo uważam za opiekuna odkąd tylko pamiętam, a pamiętam niewiele. Trafiłem tutaj, czyli do Agencji Tropicieli całkiem niedawno, bo jakieś 2 i pół roku temu. Od tamtej pory szkolono mnie na jednego z agentów walczących z mroczną organizacją o dosyć głupiej nazwie "Humoni". Kto ją wymyślił, tego nie wiem. Wiem natomiast kim oni są i do czego są zdolni. To banda... Nie! To cała rzesza ludzi, którzy zajmują się eksperymentami na pokemonach i na swoich nowicjuszach. Jak to działa? Wytłumaczę to może tak trochę powierzchownie i wprost: pierwszy doktorek z ich laboratorium bierze jakiegoś stworka, dajmy na to Machoke'a. Drugi doktorek przygotowuje do eksperymentu człowieka, który pragnie wstąpić w ich szeregi, lub zupełnie nieznanego zagubionego trenera wędrującego z miasta do miasta. Obie istoty zostają w pewien sposób połączone, co daje człowiekowi w tym przypadku nadludzką siłę fizyczną. Pokemon wykorzystany do tej operacji jest kompletnie wyczerpany i niezdolny do samodzielnego dalszego egzystowania. Niestety, badacze i profesorkowie od Humonów nie potrzebują już takowego, dlatego wypuszczają go na wolność, gdzie albo po krótkim czasie sam umiera z wycieńczenia, albo jest łatwą ofiarą dla innych stworzeń. Człowiek, który posiadł moc pokemona jest wtedy całkowicie posłuszny ich organizacji. Wygląda wtedy jak fuzja człowieka i pokemona, jest obleśny i w ogóle jakiś taki niepodobny do nas. Całkiem jak bestia, nie mogąca kierować własnym umysłem. Moim zadaniem jest dowiadywać się cały czas jak najwięcej o tych ludziach, na jakiej podstawie tak naprawdę to wszystko działa jak również po cichu niszczyć kolejne miejsca ich stacjonowania.
Teraz może odrobinę o mojej "rodzince". Agencja Tropicieli to również organizacja, tyle tylko że ta lepsza. Stoimy na porządku prawa i pilnujemy tych zawszonych dzikusów. Naszym głównym celem jest jednak zrównanie ich szajki z ziemią. Trzeba ich wytępić, zanim zrobią coś, czego byśmy na pewno nie chcieli - po kolei przejmą kontrolę nad każdym z ludzi, doprowadzając wtedy do totalnego chaosu i anarchii na naszej planecie. Dlatego właśnie w naszych szeregach szkoleni do tego zostają młodzi ludzie - musimy się z nimi rozprawić raz, a dobrze. Do dyspozycji mamy wiele gadżetów, które na samym początku wydawały mi się czymś wymarzonym i nierealnym. Dzisiaj już wiem, że taki Pokeball, który po otwarciu wypuszcza pokemona, a do tego zamienia się w bombę dymną jest czymś normalnym. Przynajmniej dla nas... Nikt tego do masowej produkcji nie rozprowadza, bo by się dzieciaki jeszcze podusiły tym siwym oparem. Trzeba umieć się obchodzić z każdym, nawet najmniejszym i najmniej niebezpiecznym przedmiotem. No ale ja bym tego też nie wiedział, gdyby mnie nie nauczyli. Co do nauczycieli... Jak już wcześniej gdzieś wspominałem mam własnego opiekuna. Każdy tu ma. Jest ich tylu, co adeptów (w późniejszym czasie agentów), a nazywamy ich admirałami. Dlaczego? No sam nie wiem, ale tak nam do siebie każą mówić. W ostateczności możemy ich nazywać per "Sir". Mają obowiązek przekazać nam swoją wiedzę i szkolić w dziedzinie tropienia i niszczenia poszczególnych baz wroga. Na samym początku każdy adept od swojego mentora dostaje pokemona danego typu. Potem powinien zająć się właśnie danym typem żywiołu, co jego stworek. W moim przypadku było to o tyle wspaniale, że dostałem Shinxa o typie elektrycznym. Dlaczego tak dobrze się z tym czuję? Bo uwielbiam ten rodzaj pokemonów. Elektryczność i burze to coś, co 18-letni chłopacy lubią najbardziej... No dobra, może tylko ja, ale za dziewczynami też się oglądam, żeby nie było niedomówień. Ale odszedłem od tematu admirała. Moim jest Logan. Nie wygląda na takiego, który mógłby przywalić porządnie z olbrzymią siłą w zęby, jednak cenię go za coś innego. Nie, nie za to że nosi wąsy, bo to też jest fajne. Ma charyzmę, jest zdeterminowany a jego siłą perswazji ciągnie za sobą niejednego. No i niejedną... No bo nie da się ukryć, że Logan to taki lowelasik trochę. Miał już chyba z miliony kobiet w łóżku, ale jak mówi, do ślubu mu się nie spieszy... Ludzie, no ale on ma już jakieś 35 lat! Jego specjalnością są szybkie i efektywne akcje. Umie też po cichu zakraść się za plecy przeciwnika i z namiętnością obezwładnić go, w ostateczności wstrzykując mu truciznę, dusząc garotą albo podcinając gardło. No co? To że jesteśmy dobrzy, nie oznacza, że nie możemy mordować i zabijać. Oczywiście tych złych... Nie mówmy tu o cywilach, chociaż czasami i z tych kilku by się znalazło. Co do szybkości i precyzji... Właśnie pod takim kątem zostaję tutaj wychowywany. Ja i moje pokemony musimy na ćwiczeniach dawać z siebie wszystko, bo choć Logan jest ze mnie zadowolony, nie odpuszcza nigdy. W momencie gdy ja męczę się z jakimiś kukłami treningowymi, czy czymś innym, on odpala sobie kolejnego papierosa. Czasami się śmieje, czasami jest poważny i agresywny, chłodny. Ale to dobrze... Chyba mam to po nim. No i tak samo jak ja, bardzo często przeklina. Tutaj zaznaczam, że gdy to opowiadam staram się nad sobą panować, no ale jeśli już mi puszczą nerwy, to nawijam i klnę jak szewc. Swoją drogą... Ciekawe dlaczego w tym przysłowiu występuje szewc?
Dobra, a teraz może trochę więcej o mnie... Mieszkam sam w Petalburg City, w małym piętrowym domku. To właśnie admirał załatwił mi ten budynek. Inaczej nie miałbym gdzie się podziać. Choć z drugiej strony i tak większość czasu spędzam w Agencji, więc dom stoi od jakiegoś czasu pusty. Przydałoby się do niego zajrzeć... Może jakaś poczta w skrzynce, czy coś... Może akurat wygrałem jakąś wycieczkę do Johto. Kto ich tam wie? Jak mówiłem wcześniej rodziny swojej nie znam, ale to tylko z tego powodu że niecałe 4 lata temu miałem wypadek. Tak mi wmawia mój nauczyciel. Nie wiem skąd on wie tyle o mnie... Kiedyś o to spytałem, jednak wydarł się na mnie wtedy tak donośnie, że wolałem ten temat przemilczeć i nie mówić o swoich rozterkach życiowych w jego obecności. Co do wypadku... Niby samochodowy. Spadliśmy autem ze skarpy i prawdopodobnie straciłem przytomność. Leżałem w śpiączce ponad rok, a po tym czasie nikt się po mnie nie zgłosił. Miałem iść do domu dziecka, jednak wtedy zjawił się gość z wąsem i zabrał mnie pod swoją opiekę. W sumie to jest dla mnie jak taki przyrodni tatuś. Tyle, że o wiele surowszy niż normalny ojciec.
Tyle opisówy... Teraz akcja.
Jakieś dwa dni temu Logan zlecił mi kolejne w mojej karierze zadanie. Miałem dowiedzieć się czegoś o nowej bazie, postawionej w środku lasu Petalburg, a raczej pod jego powierzchnią. Dosyć trudne zadanie, tym bardziej że mogłem wziąć ze sobą tylko jednego pokemona. Oczywiście, że wziąłem Shinxa. Admirał wręczył mi mini-karabinek z pociskami ołowiowymi i dodatkowo pięć nabojów z trucizną z kłów Arboka - niezwykle śmiertelną. Paraliżuje ona układ nerwowy w niecałe 10 sekund. Poza tym dostałem Pokeballa dymnego, nóż sprężynowy z latarką i okulary(które w swoim zapasie miały noktowizor wraz z kamerą cyfrową). Wszystko miało pójść gładko. Po cichu miałem wkraść się do środka i rozejrzeć się to tu, to tam. Robiłem to już wiele razy i zawsze się udawało zrobić to tak, żeby nikt mnie nie zauważył. Logan jednak na wszelki wypadek ubezpiecza mnie dziwnymi zabaweczkami. Nie mam nic przeciwko... Według mnie im więcej tym lepiej. Doszedłem do lasu. Było grubo po 23:00, więc nie było szans by ktoś przyuważył mnie w ciemnym ubraniu dookoła tylu drzew. Po krótkiej eksploracji terenu znalazłem wreszcie wejście do bazy tych na 'H'. Powoli otworzyłem klapę. Była przysypana grubą warstwą liści, a samo wejście ulokowane przy olbrzymim dębie. Doskonale przemyślane, jednak nic nowego dla takiego agenta jak ja. Zacząłem schodzić po drabince uważając przy tym, by nikt tego nie usłyszał. Urządzenie wydawało się nie mieć końca, jednak w końcu się udało. Na dole było strasznie ciemno. Nałożyłem okulary i włączyłem noktowizor. Powoli odwróciłem głowę w stronę dalszego przejścia i...
...
Obudziłem się przywiązany jakimiś linkami do stalowego krzesła. Czułem jego chłód. Przy sobie nie miałem niczego. Nawet Pokeball gdzieś zniknął. Tu także panował mrok i cisza... Przejmująca, głucha cisza. Przerwał ją usłyszany przeze mnie w pewnym momencie krok. Zbliżał się... Słyszałem jak otwierają się jakieś grube, mocne drzwi. Zapaliło się światło. Od razu przymknąłem oczy. Inaczej mógłbym nie wytrzymać takiego rozbłysku i po części oślepnąć. Bałem się je otworzyć... Kto to był? A jeśli mnie też zechcą przerobić na bezmózgą maszynkę do zabijania? Nie ukrywam, że nie byłbym jakoś szczególnie zadowolony z tego powodu.
Siedziałeś w ciemnym pomieszczeniu, na jakimś metalowym, zimnym krześle. Ciemnym aż do momentu włączenia światła. Zamknąłeś oczy by ochronić je przed nagłym rozbłyskiem. Ktoś wszedł do pokoju. Kroki były twarde i zdecydowane. Zapewne mężczyzna w jakichś ciężkich butach. Usłyszałeś że odłożył coś na jakiś blat. W ten sposób raczej za wiele się dowiesz. Mimo lęku ostrożnie otworzyłeś oczy. Ukazało ci się surowe pomieszczenie o białych ścianach i ciemnoszarych kafelkach na podłodze. Przy ścianie stały szafki i blaty wykonane z blachy. Całość rozświetlało białe światło. Gdyby przyłożyć większą wagę do mebli i dodatków pomieszczenie mogłoby być nazwane nowoczesnym wnętrzem. Niestety, wydawało się raczej kryjówką, do której wystroju nikt większej wagi nie przykładał. Mężczyzna o czarnych włosach i lekkim, wymodelowanym zaroście, ubrany w jasnoszary uniform spojrzał na ciebie. Stał przy jednej z szafek, na której chwilę temu postawił tacę z kilkoma narzędziami i pokeballem. Mężczyzna uśmiechnął się złośliwie. - Proszę, proszę - zaczął głosem pełnym pogardy - Nasz piesek się obudził.Nieznajomy podszedł bliżej. Czy to jeden z Humonów? Może właśnie trafiłeś do ich kryjówki. Mężczyzna obszedł cię naokoło. Krzesło do którego byłeś przywiązany stało na środku pomieszczenia. Słyszałeś jego kroki za sobą, ale nie mogłeś się ruszyć. Twoje nogi były przywiązane do nóg solidnego krzesła, a ręce skrępowane i przywiązane od tyłu do oparcia. Czarnowłosy stanął przy tobie. Jego twarz wyrażała wrogość. Tak samo jak jego głos. - Kto cię przysłał? - warknął. - Mów! | |
|