Imię i nazwisko: Bansai "Minstrel" Pokero
Wiek i płeć: 23 lata, mężczyzna
Wygląd: Wysoki, tzn. mający 176 cm wzrostu młody mężczyzna o zawadiackim uśmieszku. Zadbana fryzura, przywodząca na myśl rozczochrane, długie krucze pióra jest tym, co we własnym wyglądzie mu najbardziej się podoba. Pod niebieskimi szkłami przyciemnianych okularów kryją się bystre oczy o złotych źrenicach. Na głowie albo szyi zwisają piękne słuchawki z symbolem ying yang. Pod długim skórzanym płaszczem widać gołą klatę. Chyba, że go rozepnie – wtedy ukazuje się oczom czarny podkoszulek na umięśnionej klacie. Na plecach ciemnoniebieski plecak. Z ramienia zwisa lśniący, niebieski shamisen, a na nogach błyszczą się czarniutkie, zadbane buty kowbojskie.
Charakter: Zawsze miał smykałkę do hazardu i kradzieży na wiele różnych sposobów. Tym się wzbogacił, ale też sprowadziło go to na manowce. Teraz już nienawidzi hazardu uprawianego dla przyjemności. Szanuje pokemony i kocha je na swój sposób. Tym bardziej swojego Elgyema, który jest jak młodszy, ale mądrzejszy braciszek, którego skromność zawsze zadziwiała Bansaia. Chociaż tak jak już wspomniałem, woli trzymać się z dala od hazardu, nadal od czuwa przyjemność w pokusach ciała, ducha i umysłu. Jednym z jego marzeń jest spędzenie nocy z Alicją w normalnych warunkach. Może nawet założenie z nią rodziny na starość? Wszystko jest możliwe...
Ma wielkie poczucie obowiązku w pomocy zagrożonym pokemonom i rozprawieniu się na dobre z Jashinem, który na pewno ma się dobrze i regeneruje swoje siły, zbierając nowych popleczników.
Jako, że odpowiednie służby udzieliły mu potrzebnej pomocy, stara się im pomagać, być dobrym obywatelem, który wiele im zawdzięcza. Często jest dosyć porywczy, topi czasem swoje smutki w alkoholu. Na szczęście miłość do muzyki nigdy nie słabnie, więc gra ludziom i pokemonom, pragnąć dać im chociaż trochę szczęścia. Ostatnio zwą go Minstrelem.
Historia postaci: Paluel Alenjo jak każdy chłopiec pragnący coś udowodnić swojej rodzinie i całemu światu, wyruszył zdobyć sławę w całym Kalos. gdy tylko nadeszła odpowiednia pora na odebranie swojego pierwszego pokemona. Jednak nie okazał się tak bohaterski jak trenerzy w opowieściach. Nie oddalał się za bardzo od głównych dróg, zwiedził całe wybrzeże, w góry nigdy się nie zapuszczał. Wędrując z Chimi - swoim Chimcharem – zarabiał walcząc z innymi trenerami i biorą udział w wielu pokazach. Coraz częściej było go stać na wiele luksusów, na jakie może pozwolić sobie trener pokemon. Było to i tak za mało, już w wieku trzynastu lat stał się zapalonym hazardzistą i złodziejaszkiem. Stać już go było na najlepsze jedzenie, ciuchy i rozrywkę, to było całe jego życie. Tak samo jak muzyka była całym jego sercem. Zdobywszy odpowiednią sumę pieniędzy, kupił sobie nowiutki shamisen. Zapisał się do szkoły muzycznej w której rozpoczął naukę gry na tym instrumencie. Już po roku nauki podjął się gry na ulicach wielu miast. Towarzyszył mu zawsze Chimi i Kirilla. Nawet poszczęściło mu się znalezieniem Meloetty. Małpiszon błaznował do muzyki, a Kirilla z rozśpiewaną Meloettą tańczyła hipnotycznie. Obie miały odwracać uwagę od małego złodzieja, małpiego błazna o zwinnych łapkach wyciskających z widowni ostatnie pieniądze. Nie uważał tego za nic złego i śmiał się z bajek o heroicznych czynach innych trenerów. Miał kasę i potrafił ich wykiwać tak, że nawet nie potrafili się spostrzec, że coś nie gra.
Pewnego razu, gdy wracał z całonocnego występu w jednej z knajp, poczuł jakby ktoś go śledził. Jakby nigdy nic szedł dalej, by ukarać natręta w ciemnym zaułku. Po skręceniu w pułapkę na poczekaniu wymyśloną, przybrał pozycję bojową wraz z podekscytowaną małpką.
Usłyszał klaskanie za plecami.
- Jestem pełen podziwu – usłyszał chrapliwy głos.
Zwinnie zamienił z małpką miejscami. Ujrzał wychudzoną sylwetkę w czarnym płaszczu.
- Taki młody, taki utalentowany – mężczyzna klaskał dalej – przydałbyś się.
Ten tylko prychnął.
- Wracam do domu i lepiej zejdź mi z drogi.
- To ma być groźba? Poszczujesz bezbronnego człowieka małpą? - spojrzał pogardliwie na pokemona, niemal krztusząc się ostatnim słowem.
- Czego chcesz? - zapytał przez zaciśnięte zęby młody artysta.
Mężczyzna rozłożył ręce w akcie pokoju i dał odpowiedź:
- Chcę tylko zostać twoim przyjacielem – pod kapturem pokazał się rząd zębów wyszczerzonych w demonicznym uśmiechu.
Młody muzykant mruknął pod nosem i spojrzał na rozmówcę jak na wariata. Dosyć zwinnego wariata. Nagle w dłoni człowieka odzianego czernią pokazały się dwa, na pierwszy rzut oka widać, że kosztowne naszyjniki. Chłopiec gapił się na nie łapczywie.
Nie chciałbyś tego więcej i jeszcze więcej? - kusił żmij.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał, siląc się na ukrycie wrażenia ubicia interesu życia.
Mężczyzna odwrócił się powoli plecami do rybki, która z łatwością połknęła haczyk i zaczął odchodzić.
Paluel stał jak głupi, nie wiedząc co robić.
Nie minęła minuta, a już wyciągnął pokeballa.
- Wracaj – rozkazał swojemu pokemonowi, który chwilę później wylądował w magicznej kulce. Ruszył za człowiekiem w czerni.
Publiczność, większa niż dotychczas, poznała wreszcie muzykę Alenja, będącą niestety przykrywką na kwitnący biznes złodziejski. Rozszerzanie tej działalności dało tylko dało tajemniczej sekcie, Bractwu Yveltala solidne fundamenty do zwerbowania Paluela.
Nadeszła kolejna nocka, kolejny udany koncert, kolejni frajerzy zapełniający portfel o wiele szybciej i szczodrej niż sami mogliby się spodziewać, gdyby byli tego świadomi. Nie tylko pokemony Paluela zdziałały tu cuda, wielką zasługę miały duchy i mroczne pokemony.
Alkohol płynął w najlepsze, a dziwne bóle głowy nie opuszczały chłopaka na krok.
- Jak zawsze dobra robota mój drogi przyjacielu! - poklepał muzyka po ramieniu, a zabawa trwała w najlepsze. W głowie szumiało.
- Ja już ci to mówię, razem zajdziemy daleko! - oznajmił przyjaciel. Pili dalej. Po paru minutach mężczyzna znów się odezwał:
- Mogę ci zaufać brachu?
Ucichł rozchichotany Paluel i odpowiedział:
- Oczywiście Jash, przecież nie od dziś się znamy!
Mężczyzna przytaknął i kontynuował:
- Chcę cię wciągnąć do grubszej sprawy. Znasz może Yveltala? Słyszałeś o Nim? - Paluel przytaknął. Jakby miał nie słyszeć o tym pokemonie? Często Jashin o nim wspominał z wielką fascynacją..
- Nadchodzi czas wielkich zmian, mój przyjacielu. Przetrwamy tylko jeśli poświęcimy Mu swoje dusze i ciała. Nie chcę, żebyś zginął, będziesz moją prawą ręką!
- Co? - zmrużył oczy – jakie, co?
- Ten świat wkrótce spłonie. W ogniu i mroku Yveltala narodzi się na nowo. Ja mam moc zebrania wszystkich wybrańców. Dołącz do mnie, a będziemy panować nad całym Kalos, nad całym światem! - stuknął kuflem o blat stołu.
W myślach Paluela pokazał się obraz bogactw, jakie tylko dla niego będą. Zerwał się z fotela i uniósł kufel.
- Za nowy świat, za Yveltala! - wypił resztę i z impetem rzucił o ziemię swój szklany kufel tak,że rozpadł się na drobne kryształki. Słowa te przychodziły z wyjątkową łatwością. Jakby... nie tylko był pijany, ale już kiedyś je wypowiadał. Padł uchlany w trupa na miękki fotel.
Obudził się na sofie obok. Wszystko było już ładnie posprzątane. Odruchowo zaczął szukać instrumentu.
- Tego Szukasz? - usłyszał kobiecy głos za plecami i już po chwili stał na równych nogach, tuląc swoją ukochaną shamisen.
Widok obcej, nagiej kobiety, która spojrzeniem uświadomiła mu, że również on jest całkowicie rozebrany i nie świadom jak wiele działo się poprzedniej nocy, nie był zbyt komfortowy.
- Co ty tu, co ja... - zaczął niezręcznie – gdzie moje ciuchy? - zapytał szybko na jednym wdechu i sięgnął do ubrań, których położenie wskazała.
- Czy my... - zaczął niepewnie, ubierając się. Kochanka tylko przewróciła oczami z dziwną satysfakcją i milczała.
Warkną poirytowany. I nagle go oświeciło.
- Tancerka... - zakręciło się w głowie i całkowicie chłopaka zaćmiło.
Coś jakby wizja... wspomnienia dające już wypowiedziane kiedyś... wczoraj słowa.
„Yveltal... świat w płomieniach... stare zastąpione przez nowe”.
Złapał się za rozrywaną bólem głowę, padł na podłogę.
„Ofiara”... obraz pokracznego dziecka zakutego w kajdany.
Słyszał w oddali, jakby głosy z całkowicie innego wymiaru:
- Chyba za duża dawka...
- Na pewno nie...
- Jashin...
- Milcz...
- Jash...
„Ofiara i poświęcenie”. Nowy świat w mroku skąpany... i znów sen....
Obudził się z potwornym bólem głowy. I dziurą w pamięci. Obok siedział Jashin.
- Jak tam Alicja? Dobrze się tobą zajęła? - zapytał Jash troskliwie.
Co? Ta naga tancerka w moim łóżku? - odezwał się ledwo przytomny Paluel. Zobaczył uśmiech na twarzy Jashina.
- Należy zmniejszyć dawkę – usłyszał gdzieś w oddali kobiecy głos, jakby z rur kanalizacyjnych. Znajomy głos...
- Miałeś wizje? - zapytał przyjaciel.
Co? - odruchowo chłopak odpowiedział na słowa o dawce i wizję – słyszałeś to? - rozglądał się nerwowo po suficie. Jakby słowa z oddali. właśnie młodego Paluela dotyczyły.
Jashin wydawał się nie rozumieć o co chodziło chłopakowi.
- Oczywiście! - odpowiedział radośnie - Yveltal często je na nas sprowadza. Co ci pokazał? Spałeś całe dwa dni!
- Ja... - błysk, szamotające się dziecko... nie, nie dziecko. Jakaś dziwna istota... powrót do rzeczywistości – widziałem łańcuchy, stół... coś nimi przypięte leżało na blacie. Duża głowa, jakieś kryształki... całe szare... to znaczy, nie kryształki całe szare, tylko jego, tego czegoś ciało. Krótkie nóżki i długie łapy... - Jashin się uśmiechnął, słysząc co chłopak mówi.
- Masz wielki dar chłopcze, Yveltal osobiście do ciebie przemawia. Domaga się ofiary i to nie byle jakiej! Odpoczywaj, my resztą się zajmiemy – jak rzekł, tak też się stało. Chłopak znów zapadł w sen...
Nie minęła chwila, a przebudzony stał obok Jashina w wielkiej, kamiennej sali. Na środku stało coś w stylu stołu.
Znów ten ból... i podpowiedź.
- Stół ofiarny – oznajmił bez namysłu, jakby wiedział o tym od dawna.
- Oczywiście. Możesz przyjrzeć się dokładnie, zanim mrok Yveltala nie zagości w sali.
Tak chłopak zrobił, a serce mocniej zabiło.
- Co tu się dzieje?! - podskoczył z przerażenia... na stole leżała istota objawiona w wizji. Ofiara dla fałszywego boga? Drastycznie okaleczona ofiara. Na dodatek o kształtach podobnych ludzkiego dziecka. Humanoidalny pokemon... tak nie można!
- Tak nie można... - wyszeptał.
- Oni manipulują. Niewolnik, wykorzystują. Zabijają tobą. Ratuj - rozległo się w głowie i nagle ucichło, gdy nastała nienaturalna ciemność. Jeszcze przez chwilę oczami wyobraźni widział stworka, który świdrował mu umysł, gdy w jego głowie pojawiły się te myśli. Co to było?!
- Nigdy się nie dowiem... - wymamrotał.
Nagłe szarpnięcie w tył, obolała szczęka. Ból skroni i zaschnięta krew na ołtarzu. Kiedy to się stało? Kiedy zaschła krew tego pokemona? Przecież przed chwilą... miął policzki mokre od łez, albo od krwi. Już sam nie wiedział.
- Przestań się mazać! - wykrzyknął Jashin trzymający chłopaka za długie, niezadbane kołtuny. Był, jeszcze nastolatkiem... ale skąd to zmęczenie umysłu i dziwny zarost na twarzy? Ile czasu tkwi w tym wszystkim? Jashin zamachnął się pięścią. Znów znajomy, przeszywający ból. Utrata przytomności.
Kubeł zimnej wody wylany na głowę, oślepiające światło lampy bije po oczach. Wkoło jest tylko masa anonimowych szyderców.
- Zamieńmy chociaż jednego Elgusa na tego szczura! - odezwał się pierwszy głos.
- Tak, na ołtarz z nim! - drugi.
Lina uwierała nadgarstki. Taśma na ustach odbierała prawo głosu.
- Ujebać mu nogi, wtedy już nie będzie kombinował!
- Ma najpierw spłacić u mnie swoje długi! - kolejny.
- Cisza! - zadudnił znajomy głos, to Jashin. Nagłe oświecenie... przywódca duchowy sekty. Bractwa Yveltala... – oto wola naszego Pana! Zdrajca w ramach pokuty sam wybierze ofiarny egzemplarz! Po odbytym rytuale zostanie wygnany do najgłębszych czeluści gór, gdzie odbędzie wieczną tułaczkę. Zostało Postanowione!
Chciał krzyczeć, bronić się... lecz knebel umiejętnie to uniemożliwiał. Zostało tylko szarpanie się z więzami. Dostał dwa ciosy w plecy, dosyć mocnym kijem. Co się dzieje, czym zawinił? Jak w ogóle zdołał wpakować się w tą całą grę? Wystarczyło raz pomachać głupiemu dziecku świecidełkami po oczach. Zaczął szlochać.
- Śmierć! - wszyscy chórem zawołali.
Znów ten ból. Witany już z przyjemnością, chroniący przed ciągłym wysłuchiwaniem oszczerstw, chroniący przed cierpieniem. Znów utrata przytomności i sen.
- Zapomniany! – miły głos odezwał się w głowie.
- Kto to, co to? - jego serce ogarniał spokój.
- Paluel Alenjo – kolejny – Ratuj...
- Jak? Potrzebuję pomocy – poczuł przyjemne ciepło.
- Zostaniesz wygnany, wyzwolony. Wróg okaże się przyjacielem, jak przyjaciel okazał się wrogiem.
Obudził się w obskurnym lochu. Ktoś go szturchnął nogą.
- Pobudka, szczurku. To twój wielki dzień! Sam chciałbym kiedyś złożyć osobiście ofiarę na ołtarzu Yveltala – strażnik się rozmarzył, ale zaraz kopnął młodzieńca – ale przypadło to takiemu gniotowi. Phi – splunął na Paluela, który dostał pierwszy od wieków posiłek i napój, cuchnącą wodę. Lepsze to niż nic. Rzucił się łapczywie na zdobycz. Strażnik poszedł dalej, zostawiając przez resztę dnia, dwóch, trzech więźnia samego... więźnia, który już nie był w stanie określić biegu czasu.
Tak to zazwyczaj kończy się żywot marnych złodziei nieostrożnych w swojej niebezpiecznej grze.... jednak niektórym sprzyja szczęście, dostają kolejną szansę...
Najpierw wyruszył z egzekucyjną eskortą do lochu, gdzie więziono pokemony na ubój.
- Głupcy, aroganci – szeptało w myślach.
- Nic nie wiedzą
- Uda się
- Lewo! - zatrzymał się, sterowany wszechobecną mocą słów, które tylko mu dane było słyszeć. Mocy z której żaden fanatyk nie zdawał sobie sprawy, zaślepiony swoją głupotą i pychą.
- Ten – wskazał jednego z pokemonów. Takiego samego śmierć ostatnio przeżywał na własne oczy... tydzień, miesiąc temu? Czuł smutek... żal, że to znów musi się stać...
Szedł teraz korytarzem, pilnowany z pokemonem przez czterech strażników. Jednym z nich był ten z lochu, wyjątkowo przez Paluela znienawidzony.
- Znowu te kamienne suczysyny – skomentował jeden z nich dźwięki jakie wydawała góra.
- Ta, ostatnio coś za bardzo ożywione są – dodał drugi i nie pożył długo. Nagle ziemia pod stopami zatrzęsła się, a z tyłu i przodu podróżników droga została zawalona. Ze ścian wyskoczyły dwa olbrzymie pokemony.
- Goleeem! - z obu stron bestie zaryczały. Dwa skalne pokemony zaatakowały strażników, robiąc z nich totalną miazgę. Paluel klęcząc przyciskał do piersi uratowanego pokemona. Dopiero po chwili sam sobie to uświadomił. Uniósł głowę, by coś w tym całym kurzu zobaczyć... jednemu z golemów przyglądał się ostatni ocalały strażnik... na domiar złego ten więzienny. Gdy tylko niedawny oprawca spojrzał na ocalałego, szybko do niego podbiegł. Ten tylko się wzdrygnął i już chciał uciekać, ale muskularny olbrzym był szybszy. Chwycił więźnia mocno za ramiona i postawił na ziemi.
- Nie po to zrobiliśmy tyle zamieszania, żebyś stał teraz jak jakiś dureń. Do środka! - warknął i pchnął więźnia do utworzonej przez jednego z Golemów dziury. Został chwycony przez kolejną osobę, zamaskowaną kobietę. Nie miał ani chwili wytchnienia, ani chwili na reakcję. Po prostu dał się prowadzić, a raczej ciągnąć. Naprawdę szybko go poganiała w głąb nowego tunelu. Dwa Golemy zablokowały przejście. Nie wiedział ile czasu minęło, ale już się nie przejmował. Niczym.
- Nawet ten kurwiszon Jashin nie wie o tej części gór – oznajmiła kobieta w masce, gdy weszli do pomieszczenia, które w porównaniu z tym co widział przez całe swoje życie, jest doskonale zadbane – już dawno chciałam tak go wykiwać. Wreszcie udało się jakoś mądrze zawalić tamto ważne dla nich przejście. Szkoda, że nie będę świadkiem jego krwawego szału – zaśmiała się i siadła na wygodnych poduszkach, zdjęła z twarzy maskę.
- Tancerka z łóżka? – oznajmił w ten dziwny sposób, że ją pamięta. Na jej twarzy pokazał się zmęczony uśmiech. Wskazała mu dłonią miejsce obok siebie. Padł więc przy niej zmęczony.
- Dobrze, że chociaż tyle pamiętasz. Całe pół roku jakimś świństwem cię regularnie faszerowali – opuściła wzrok.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Pół roku?
Przytaknęła. Złapał się za głowę. Spojrzał w stronę z której przybyli.
- Jest doskonale przeszkolony w walce z mistrzami mroku odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie. Położyła mu dłoń na ramieniu – zostaniesz tu na parę dni, jesteś bezpieczny. Zregenerujesz swoje siły, twój Elgyem też.
- Elgyem... to jego imię?
- Nie, nazwa rasy.
Pokiwał głową. Nietęga mina dziewczyny coraz bardziej go niepokoiła.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
- Nie...
- Mów kobieto!
Wzdrygnęła się na jego ton.
- Pół roku... Pół roku regularnego podtruwania ciebie.
- To już wiem! - zbulwersowany wykrzyknął. Uniosła palec, jej spojrzenie było jak u karcącego rodzica. Uspokoił się. Pokiwała głową i kontynuowała:
- Wiem wystarczająco, żeby powiedzieć tobie, że niestety już w pierwszym roku waszej... przyjaźni, dawał tobie podejrzane specyfiki. Wiele razy próbowałam złagodzić ich działanie, może dlatego nigdy nie stałeś się jednym z nich.
Jednym z nich? - machnął ręką na mosiężne, stalowe drzwi. Zachichotał nerwowo. - ucz mnie. Rozniosę ich w pył!
- Spokojnie kochaniutki, minie dużo czasu, zanim do tego dojdzie. Tak, będę cię uczyć – przesunęła dłonią po jego szczęce – a teraz się zrelaksuj – wyszeptała, ich wargi się o siebie zbliżyły.
Minęło jedenaście dni, zanim zaczęło być niebezpiecznie. Na szczęście już drugiego miał spakowane wszystko oprócz prowiantu. Podstawowe wyposażenie każdego trenera, kosztowności, które udało się jakoś wybawczyni Alicji przemycić. Jedenastego dnia, znacznie szybciej niż można było się spodziewać, sekciarze wpadli na trop uciekiniera.
Przeklęci yveltaliści! - zaklęła Alicja – nie zapomnij trasy, jaka zagwarantuje ci opuszczenie wnętrza góry! Pamiętaj czego cię uczyłam i że masz czystą drogę ucieczki! - pośpiesznie pakowała mu prowiant i wodę. Wrzuciła list do jednej z kieszeni.
- Tu jest raport. Masz go zanieść pod wskazany adres w Luminose City! Pędź!
- Dzięki za wszystko! Do zobaczenia – odpowiedział. Wziął plecak z całym ekwipunkiem i ruszył biegiem. Pokeball z Elgyemem podskakiwał w jednej z kieszeni.
Światełko w tunelu i zapach świeżości. Oślepiający blask światła...
Padł na kolana, ucałował ziemie obiecaną. Pozwolił swojemu pokemonowi na dzielenie się tą radością.
- Od dziś jesteś Happy, gdyż powinniśmy się cieszyć dniem z którym nastała nasza wolność – powiedział wreszcie do swojego pokemona. Ja jestem Paluel Alenjo.
- Paluel Alenjo, co z resztą niewolników? - rozbrzmiał głos w głowie. Elgyem wpatrywał się w człowieka, oczekując odpowiedzi, która dałaby chociaż odrobinę spokoju. - Na pewno dziś wielu zostanie ukaranych z naszego powodu. Każdemu z nich przeznaczona jest śmierć. Każdy z nich jest taki jak ja, wszyscy tego samego typu, jak wy ludzie mówicie. Łamaczka Skał dała ci skaner, zobaczysz o co chodzi, czemu to akurat my staliśmy się ofiarami.
Sięgnął szybko do plecaka i przycisnął do piersi znalezisko.
- Pokedex? Alicjo, jesteś aniołem... na czym to skończyliśmy? - uruchomił sprzęt, poświęcił chwilę na małe przypomnienie jak to wszystko działa. Uśmiechnął się, gdy w danych o sobie zobaczył wpisane Bansai Pokero, zamiast Paluel Alenjo.
- Nie – odpowiedział nowy człowiek. Pokemon zaciekawiony przekręcił głowę- Jestem Bansai Pokero. Bansai Pokero.
Pokemon ukłonił się swojemu wybawicielowi i odpowiedział:
- Jak sobie życzysz, Bansai Pokero.
Człowiek zeskanował potworka.
- Skromny, medium, umysł... odporności, słabości... psychiczne - jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
- Mroczne pokemony są całkowicie uodpornione na wasze umiejętności! - wykrzyknął, gdy odkrył o co Happy'emu chodzi. Elgyem kiwnął głową.
- Nie wiem jaki jest ich prawdziwy cel w gnębieniu nas, ale jedno jest pewne. Ta nietykalność robi łatwy łup właśnie z pokemonów umysłu. Na dodatek dzieci nie potrafiących jeszcze przebić się przez to ograniczenie. Jesteśmy tylko zwykłym mięsem na pożarcie – było słychać w przekazie bezsilną rozpacz. Bez zastanowienia Bansai przytulił Happy'ego.
- Nie brudź tym swoich myśli. Wracaj – uspokoił stworka i umieścił go w pokeballu.
Ruszył przed siebie, prosto do Lumiose City. Omijajał większe skupiska ludzi. Minął tydzień od rozpoczęcia wędrówki na powierzchni. Trafił wreszcie do miejsca z którego pochodził. Lumiose City przywitało go jak każdego przybysza swym pięknem i ogromem. Doprowadził się w stolicy do porządku, przywrócił sobie dawny blask, klasę swemu stylowi. Na co oczywiście składało się kupno nowiutkiego, nieporównywalnie lepszego od poprzedniego instrumentu. Gotowy zawitał wreszcie pod wskazany adres.
- Jestem Pansai Pokero i mam wiele do opowiedzenia. Alicja mnie przysyła – wystarczyło tych parę słów, by otrzymać rekompensatę za stracone lata życia. Gustav Brovick, jak nazywał się właściciel domu, tajny agent Służb Specjalnych, (do których należał strażnik lochu i oczywiście Alicja) dziennikarz i utalentowany trener Pokemon – sfinansował leczenie swojego gościa, jego pokemona i lokum w jednej z najlepszych kamienic najlepszej dzielnicy Lumiose City. Polecił też skontaktować się najsłynniejszym profesorem we własnym imieniu. Tym samym od którego Bansai otrzymał kiedyś swój pierwszy starter. Ukochanego małpiaka, którego, jak dwa inne pokemony, zabrali yveltaliści, czyniąc w ten sposób pierwszy krok do pełnego zniewolenia i zindoktrynowania Bansaia. Na szczęście podobno był wystarczająco silny... i miął Alicję, swojego anioła stróża. Miał nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają, że nie dopadli jej....
Ale czuł się bezpiecznie i to teraz było jedną z najważniejszych kwestii...
Tak jak Brovick zaproponował, Bansai odwiedził profesora Sycamore'a i również mu o wszystkim opowiedział. O niewolonych pokemonach umysłu, sekcie, planach Bractwa odnośnie Yveltala.
Wkrótce do obrotu publicznego trafiły wiadomości o rozgromieniu Bractwa Yveltala, ale on w to i tak nie wierzył. Nie wspomniano o uwolnieniu pokemonów, ani o Jashinie. Jedno i drugie przepadło bez wieści. Całe dwa lata poświęcił na odnowę ciała i umysłu, jednak pozostawiły po sobie ogromne ślady dziury w pamięci z tego pechowego okresu trwającego długie lata straconej młodości. Profesor udostępnił mu całą wiedzę odnośnie pokemonów umysłu, mrocznych i duchów, wróżek i całej reszty. Musiał odnaleźć wszystkie podobne Happiemu, zjednoczyć je, zjednoczyć się z nimi. Ostrzec przed niebezpieczeństwem ze strony Jashina i legendarnego Yveltala, którego przywódca upadłej sekty chciał zawsze posiąść.
Pewnego dnia Brovick zadzwonił do Bansaia w sprawie, która dała znak do działania...
- Pokero, musisz przyjść do mnie z Happym. Mam niepokojące wieści.
Chłopak jak trafiony piorunem szybko pojawił się w domu Gustava. Profesor też tam był.
- Panowie, co się dzieje? - zapytał niecierpliwie.
- Ostatnio zaobserwowano wzmożoną działalność mrocznych pokemonów, coraz więcej trenerów zgłasza zaginione pokemony i skradzione pokeballe.
Bansai już wiedział. Stał z opuszczoną głową, zaciskał mocno zęby, pięści pobladły od tego jak je zaciskał. Cały się trząsł.
- Zniknięcie jakich pokemonów... - wysyczał przez zaciśnięte zęby, przełknął ciężko ślinę.
- Odnotowano typu Psychic. Czyste, pierwszo- i drugorzędne.
- Gdzie? - rzucił krótko.
- Na wschodzie – odpowiedział profesor – na środku drogi 16 pod miastem znaleziono rozszarpaną Drowzee.
- Nie wiemy kto to może być, ale on wie, albo domyśla się, że możesz się przed nim ukrywać w wielkim, bezpiecznym mieście.
- Ja się nie ukrywam – wycedził przez zęby – pora sięgnąć wreszcie po pokeballe. Happy, idziemy! Czeka nas wiele pracy, żeby móc spuścić im niezłe manto – wyleciał przez drzwi jak szybki wiatr.
- Ja im dam gnębienie ludzi i pokemonów. Jeszcze zapamiętają, że z Bansaiem Pokero się nie zadziera.
Układał sobie w głowie przeróżne scenariusze walki z tymi głupcami, nieświadomymi, że ten trener w skórzanym płaszcz, shamisenem w ręku i wystrzałowymi okularami na nosie to ten, którego poszukują.
- Zapłacą mi za wszystko!
Początkowa kraina i miasto: Kalos, Lumiose City
Profesja (zawód): Trener. Badacz i poszukiwacz Pokemonów typu Psychic. Samozwańczy pogromca yveltalistów. Przyszły członek Nowej Nadziei.
Cel:- Odnaleźć każdego Pokemona typu Psychic. Ostrzec, chronić, zjednoczyć.
- Nie pozwolić, aby Yveltal wpadł w łapy Bractwa.
- Pozbyć się na dobre Jashina i jego sekty.
Starter: Elgyem – Happy
Dodatkowy ekwipunek:Shamisen – w krzykliwej, lśniącej wyraźnym, lakierowanym czystym błękitem barwie wypasiony instrument strunowy. Noszony na twardym pasie, który długie lata wytrzyma najgorsze traktowanie.
Słuchawki – to samo na poduszeczkach, dzięki którym słuchawki leżą wygodnie na uszach. Cała forma lśni srebrzyście. Grzbiety nauszników ozdobione symbolem ying i yang, na tle morskiego błekitu. Można je spokojnie podłaczyć do pokedexu, albo innego cuda techniki i słuchać najlepszą muzykę, jaką kiedykolwiek Bansai albo ktoś inny stworzył.
Okulary przyciemniane – szałowe, najnowsze, najmodniejsze, błyszczące jak shamisen.
Długi płaszcz – skórzane, czarne okrycie ciała z ćwiekami, długie niemal że do ziemi. Kwintesencja każdego twardziela. Ceniącego sobie też gustowne guziczki. Do niego koksiarskie, skórzane rękawice zaprojektowane tak, by nie utrudniały gry. Jeszcze tylko motocyklu brakuje. Na biodrach dodatkowo mocuje się ten płaszcz skórzanym pasem z wypasioną sprzączką.
Elastyczne, wygodne i wytrzymałe ciuchy z górnej półki – wygodne ochroniacze, podkoszulek i obcisłe spodnie. Wzorowane na kowbojskie, buty o wysokiej cholewie. Wszystko od najlepszych krawców i projektantów, jakich wydało na świat Lumiose City.
Plecak – ciemnoniebieski, najlepszy jaki można było kupić.
Lusterko i grzebieńCzego oczekujesz od gry*: Liczę na twoją pomysłowość, a najbardziej oczekuje tego, że moja postać osiągnie swoje cele.
Inne uwagi*:Wrogowie:
- Bractwo Yveltala – sekta o zorganizowanej strukturze. Ich guru i najwyższym kapłanem był człowiek znany jako Jashin, który wprowadził kult Yveltala. Dążył do zdobycia tego potężnego pokemona. Sekta została rozbita, lecz znów nabiera sił. Bansai im podpadł, a oni mu. Ma tyle przewagi, że jest teraz całkowicie nie do poznania. Polują na pokemony typu: psychic. Specjalizują się w typie: dark i ghost.
Sojusznicy:
- Nowa Nadzieja – badają sprawy nielegalnych organizacji i rozbijają je. To dzięki nim rozpadło się Bractwo Yveltala. Należy do nich między innymi piękna Alicja z gór,(była yveltalistka) i Gustav Brovick (utalentowany trener pokemon i dziennikarz)
- Profesor Sycamore