...And from here, the story begins...
...Obozowaliście na małej polance pod lasem. Ciągle w trasie, ciągle w ruchu. Jak na razie świat "zewnętrzny" nie sprawiał że gubiłaś się, nie wiedząc co zrobić. Cóż, na to przyjdzie poczekać. Zmierzch złapał was nim weszliście do lasu, więc z braku laku, postanowiliście rozbić tu obóz, odpocząć i rankiem ruszyć dalej. Wszak przygoda czeka. Poliwag taplał się w małym jeziorku przy polanie, do którego wpadał strumyk wypływający z lasu. Machamp Sai'a skończył znosić drewno do ogniska i położył się teraz kawałek za wami, odpoczywając w spokoju. Sai rozpalił ogień i podtrzymywał go teraz. Słońce zaszło, zabierając pomarańczową łunę na niebie, które przeszło w ciemny granat, zmierzając nieubłaganie w czerń nocy. Gdzieś w dali słychać było wycie wilczych pokemonów, gdzieś w lesie pohukiwanie poke-sów. Spokojny wieczór. Kolejny w drodze.
Z zamyślenia wyrwał cię głos Sai'a, który spoglądał na ciebie
- Panienko, przysuń się bliżej ognia, powoli robi się zimno.
Powiedział, rozkładając śpiwory. Poliwag przybłąkał się do ciebie w między czasie i zwinął się na twoich kolanach, zasypiając. Miarowe oddychanie pokemona działało kojąco. Minęło trochę czasu odkąd opuściliście zamek a nie wiele się działo. Życie ludzi tutaj przypominało twoje, choć oczywiście nie było tak bogate. Większość trenerów i podróżników zbierało się w PokeCentrach, śpiąc, jedząc i śmiejąc się razem - jak również wylizując się z ran w walkach i planujących jak stać się lepszymi. Ta część ich życia była dla ciebie czymś nowym, choć niekoniecznie szokującym. Miałaś Sai'a, więc w pewnym sensie działałaś tak samo, mając kogoś obok, kto pomagałby ci i wspierał. Mimo wszystko wyczuwałaś jakąś różnicę w waszej relacji a tym jak zachowywali się zwykli trenerzy...