Czy chcesz zareagować na tę wiadomość? Zarejestruj się na forum za pomocą kilku kliknięć lub zaloguj się, aby kontynuować.



 
IndeksIndeks  Latest imagesLatest images  SzukajSzukaj  RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  

 

 Zapisy

Go down 
+34
Hiteki
Berry
Nahrwal
ViiVian
Patch de La Reynie
DeeDee
Yoi
Adrian Black
Oniyuri
Vebre
Bayezid
Tośka
Aikoo
Dante
Arcade
Shiko
Inumaru
April
Darves
PoeOne
Dramo
Leniu
Vid
Jeleniowaty
Daichi
Paluel
Neccott
Cornel
Nailer
Axel
Rei
Shinako
Lizzy
Mhrok
38 posters
Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
AutorWiadomość
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Zapisy   Zapisy EmptySro 21 Maj 2014, 15:20

Jako że dostałem MG (btw. dzięki że ktoś mnie poinformował) to przydałoby się dodać zapisy :D

Kod:
[b]Imię i nazwisko:[/b] Wiadomo
[b]Wiek i płeć:[/b] Jak wyżej
[b]Wygląd:[/b] może być opis lub obrazek, jednak najmilsza byłaby fuzja
[b]Charakter:[/b]
[b]Historia postaci:[/b]
[b]Początkowa kraina i miasto:[/b]
[b]Profesja:[/b] Przez ukośnik można dać profesją dodatkową (np. zielarz, haker) wynikającą z historii.
[b]Cel/e:[/b]
[b]Starter:[/b] Jeśli to pole zostanie puste, pierwszy stworek zostanie wylosowany. Przypominam, że stworek musi być zgodny z Regulaminem.
[b]Dodatkowy ekwipunek*:[/b] chodzi o rzeczy nie pokemonowe (np. lina, szpadel, gaz pieprzowy)
[b]Ewentualne prośby*:[/b] Chcesz mieć harem siatkarzy? A może kolację z Hannibalem Lecterem? Tutaj możesz o to poprosić
[b]Czego oczekujesz od gry:[/b] Więcej akcji? Mniej walk? Spotkania z Popiołem Keczupem i spółką?
[b]Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*:[/b]
[b]Inne uwagi*:[/b] Czyli to, co nie pasuje do innych podpunktów

*nieobowiązkowe


Ostatnio zmieniony przez Mhrok dnia Pią 31 Lip 2015, 14:27, w całości zmieniany 34 razy
Powrót do góry Go down
Lizzy
Dzieciak z PokePluszakiem
Lizzy


Napisanych : 27
Dołączył : 30/03/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 23 Maj 2014, 13:50

Imię i nazwisko: Elisabeth "Lizzy" Deon
Wiek i płeć: lat dziewiętnaście, kobieta.
Wygląd: Zapisy Kazemaru-ichirota-kazemaru-nathan-swift-31945557-500-437
Charakter:Lizzy jest dziewczyną nieco zamkniętą w sobie. Mało mówi, jest nieco aspołeczna, unika kontaktów z ludźmi. Przynajmniej na większą skalę. W przyjaźni wierna, nienawidzi naśmiewania się z inności - sama jest inna. W stosunku do Aidena jest różnie. Irytuje ją jego ciągła obecność i inwigilacja w jej życie prywatne, jego zaborczość. Boi się go jednak stracić- był z nią zawsze, nie potrafi wyobrazić sobie życia bez jego obecności. Głos ma spokojny i opanowany, jest cyniczna i inteligentna, lubi inteligentne rozmowy - nie zniży się do poziomu debila, choćby nie wiem kim był. Co do Pokemonów - cóż, nigdy zbyt dużej styczności nie miała, poza agencją, więc traktuje je bardziej jako zwierzątka domowe, chociaż nie olewa ich - pomoże, jeśli wie, że czegoś potrzebują.
Historia postaci:
- Czyli... to coś...
- On ma na imię Aiden!
Lizzy wzburzyła się, gdy jej przyszły opiekun, Nathan Dawkins, nazwał Aidena "tym czymś". Mężczyzna poprawił się szybko, z miną winowajcy.
- Wybacz. Czyli Aiden, jest połączony taką...nicią? Z Tobą?
Dziecko kiwnęło głową.
- I nie może odejść?
Ponowne kiwnięcie. Nathan westchnął i podrapał się po czole. Za jego plecami stał czarnoskóry mężczyzna - wyglądał na młodszego od Nathana, mrugnął wesoło do Lizz.



10 lat później.

Biały Nissan Quashqai podjechał pod niebieski dom z werandą. Lizzy spoglądała przez okno,nieco przestraszona.
- Nathan... Ja... Wróćmy do bazy, nie chcę tam iść...
Mężczyzna poprawił okulary na nosie. Głębokie westchnienie wyrwało się z jego gardła.
- Lizzy, sama chciałaś tam iść. Poznasz ludzi w swoim wieku... A, no i prezent. To tomik poezji Poego, prawdziwy biały kruk.
Dziewczyna niepewnie wzięła prezent w ręce i wysiadła z samochodu.
- Będę niebawem.
Samochód odjechał, a Lizzy została sama, idąc niepewnie w stronę drzwi. Jak na zawołanie, otworzyła jej wysoka blondynka.
- Katniss, Jodie przyszła!
Katniss była idealną kopią matki - jasne włosy z pasemkami, ciemne oczy, w oprawie długich rzęs i nienaganna figura.
- Ja wychodzę, a Wy się bawcie. Tylko nie rozwalcie domu!
- Dobrze, mamo, jak chcesz! Wchodź! Jestem Katniss - weszły do salonu - to jest Lizzy, pracuje z moją mamą w sekcji 4 DPA.
Trzech chłopców, nieco starszych od niej i dwie dziewczyny uśmiechnęli się lekko i przedstawili. Katniss wyszła na chwilę, po czym wróciła z kilkoma puszkami piwa.
- Lizz, pijesz?
Niebieskowłosa zawahała się przez chwilę. Nie... to nie jest odpowiednie...Pokręciła głową i za namową Katniss, poszła włączyć muzykę. Jak zdążyła zauważyć, ich Pokemony były głównie ogniste, Vulpix, Flareon, Charmander... Zasłonili żaluzje, zamknęli drzwi, a do Lizzy podeszła czarnoskóra dziewczyna w okularach.
- Co to za muza? Odsuń się... puścimy coś z naszych czasów, coś do tańca...
Lizzy spuściła wzrok i rozejrzała się. Mijały minuty, jakoś dziwnie się tu czuła. Aiden cały czas podpowiadał jej, co powinna zrobić. Nie, nie pozwoli mu. Niepozwoli sobie. Przecież na razie byli w miarę mili.
- Czas na moje prezenty!
Stringi od Jade zostały skomentowane tak, że Lizz zarumieniła się aż po uszy, Słuchawki za fortunę wywołały u niej jeszcze większy wstyd, jednak katastrofa miała nadejść, dopiero, gdy Katniss spojrzała na starą, zniszczoną okładkę książki od Lizzy.
- Co to ma kurwa być? Stara książka?
- To... Tomik poezji Edgara Allana Poe, bardzo rzadki... Prawdziwy biały kruk.
Katniss miotnęła książką o stół, aż Lizz podskoczyła.
- Przylazłaś tu, żeby mi dać to gówno!?
Podnieśli ją, chociaż szarpała się niemiłosiernie i błagała,żeby nic jej nie zrobili. Zamknęli ją w schowku pod schodami. Tragiczna ciemność zalewała ją ze wszystkich stron, gdy waliła w drzwi, zaryglowane na zamek. Słyszała huczące techno i śmiechy z pokoju.
- A- Aiden... Aiden, duszę się...
Chwilę później coś kliknęło, i drzwi otworzyły się. Trzęsąc się, Lizzy wyszła ze schowka i ruszyła do wyjścia. Jednak zanim wyszła zmarszczyła brwi. Aiden znów sugerował...
- Zrób to.
W pokoju rozpętało się piekło. Meble latały po pokoju, drzwi zatrzasnęły się, dzieciaki wrzeszczały ze strachu. W końcu wypadły z domu, płacząc i wzywając Boga. W tym momencie pod dom podjechały dwa wozy.
- Boże, Katniss! Co się stało!?
Matka dziewczyny przytuliła córkę.
- TO DIABLICA! Chciała nas zabić!
Nathan objął Lizzy ramieniem i pokręcił głową.
- Chodź. Pojedziemy na kawę...

Dwa lata później.

Żółć wylała się z jej ust na podłogę, gdy zwymiotowała nad martwymi ciałami. Karabin wypadł z jej ręki, trzaskając o podłogę budynku. Pod ścianą leżał Afrykanin, którego zdjęcie właśnie zrobiła. Musiała mieć dowód dla władz. Jej mundur agenta CIA przesiąkał krwią,gdy klęczała w jej kałuży.
- Papa?
Odwróciła głowę. Chłopiec, któremu wcześniej pomogła uciec od oprawców, przypadł do jednego z ciał mężczyzn i zawył rozpaczliwie, przytulając się do martwej piersi ojca.
- Salim... Ja...
Chłopiec wykrzyknął coś w swoim języku przez łzy i wycelował w nią broń. Kilka kul poleciało w jej kierunku. Rozległ się tylko dla niej słyszalny wrzask Aidena, który odbił pociski.
- A-Aiden, uspokój się. Uspokój się, mówię! - Wrzasnęła wściekle,gdy chiał protestować.
Uciekła. Kilka godzin później siedziała w śmigłowcu z Ryan'em, milcząc i wpatrując się w kolana.
- Nie wiadomo, kto dokonał tej zbrodni. Gamaal był nowym, demokratycznie wybranym Prezydentem Pakistanu, który miał zażegnać konflikty wewnątrzkrajowe....
Podniosła powoli głowę i spojrzała na współpracownika, który spiął się cały. Spiker w telewizji mówił dalej.
-...śledztwo wciąż jest prowadzone,jednak szczegóły nie zostały ujawnione...
Lizzy przeniosła wzrok na Ryan'a i wstała. Przypomniały mu się jego słowa sprzed misji.
- Gamaal to niebezpieczny watażka, więc musi zostać zabity. Takie są rozkazy.
Ponownie na niego spojrzała.
- Okłamałeś mnie, Ryan. Gamaal nie był watażką, tylko PIERDOLONYM PREZYDENTEM! OKŁAMAŁEŚ MNIE! - Wstała i wymierzyła mu cios w policzek. Wysoki mężczyzna nie odpowiedział, wpatrując się w okno.
- Wypełniałem rozkazy.
Złość ją rozsadzała. Narzędzia lotnicze zaczynały wariować, pilot wpadał w panikę. Jak on mógł! Zabiła niewinnych ludzi!
- PRZEZE MNIE DZIECIAK STRACIŁ OJCA! RYAN!
- ZAMKNIJ SIĘ, LIZZY! ROBIŁAŚ, CO KAZALI!
Zamknęła się i otworzyła drzwi samolotu. Ryan wrzasnął panicznie. Wyskoczyła. Dzięki Aidenowi i jego polu magnetycznemu przeżyła upadek, nawet nie zdzierając kolana. To koniec jej służby w CIA. Koniec. Spojrzała na Pokeball, który dostała po misji. Eevee. Spirit. Jej Pokemon. Jej pierwszy własny Pokemon.

Początkowa kraina i miasto:Pochodzi z Fushi, jednak można zacząć w lesie w Kanto
Profesja (zawód):Hodowca/Agent Dezerter
Cel:
~Dowiedzieć się czym lub kim jest Aiden, dlaczego akurat do niej jest przywiązany.
~Zemścić się na agencji
~Odnaleźć Nathana
Starter: Eevee o imieniu Spirit
Dodatkowy ekwipunek:Plecak z ubraniami, latarka, Pokenav, zapałki.
Czego oczekujesz od gry*: Czegoś ciekawego, więcej fabuły niż walk.
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*: Wydajesz się być interesującym MG, często jesteś na forum.
Inne uwagi*: Prosiła bym o wprowadzenie Vanillite i Druddigona do mojej gry w jakiś ciekawy, fabularny sposób, zdobyłam je w evencie, wolała bym, żeby trafiły do mnie w jakiś ciekawy fabularnie sposób.
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 23 Maj 2014, 16:47

Historia nie jest jakaś wielce pociągająca. Trochę smaczku daje tajemnicza postać Aidena, ale nie dałaś w historii nawet żadnego punktu zaczepienia, dzięki któremu mógłbym jakoś ukierunkować to jaką jest istotą. Cel zemsty jest lekko oklepany, bo występuje on w większości historii. Postać Nathana też nie została konkretnie umieszczona w życiorysie twojej postaci. Niestety z wymienionych przeze mnie powodów zapis jest ODRZUCONY
Powrót do góry Go down
Shinako
Dzieciak z PokePluszakiem
avatar


Napisanych : 1
Dołączył : 24/05/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySob 24 Maj 2014, 16:26

Imię i nazwisko: Shinako Fushizuma
Wiek i płeć: 16 lat, chłopak
Wygląd: Shinako, wyróżniający się swoim wzrostem chłopak, posiada widoczne zarysy mięśni które całkiem ładnie grają mu pod skórą podczas wysiłku. Na pierwszy rzut oka nie wydaje się zbyt przystojny bo i taki nie jest. Jest zwykłym chłopakiem nie wyróżniającym się z tłumu. Lubi nosić okulary, twierdzi że czuję się wtedy jeszcze mądrzej niż zwykle. Zamiennie nosi też okulary przeciwsłoneczne. Oczywiście zdarzają się momenty kiedy młodzieniec chodzi w ogóle bez okularów, wszystko zależy od tego, jaki ma humor danego dnia. Jego piwne oczy ładnie komponują się z czarnymi jak węgiel włosami. Jego odrobinę dłuższe włosy razem z grzywką, są powodem kpin niektórych osób z otoczenia Shinako, w tym Richarda. Shinako aż tak bardzo nie ubóstwia dłuższych włosów. Mógłby je skrócić zważywszy na to, że lubi nosić krótką fryzurę. Powodem tego jest zwyczajne lenistwo młodzieńca.
Charakter: Shinako jest osobą bardzo zróżnicowaną i zmienną. Jego lenistwo jest porażające, lecz bywają momenty, kiedy potrafi on wziąć się za siebie i zadziwić wszystkich. Na ogół lubi być sam, ciągnie go ludzi których zna, ponieważ nie lubi poznawać nowych ludzi. Nie lubi, nie znaczy że nie chce, nowo poznana przez Shinako osoba, przechodzi szybki test w oczach młodego mężczyzny co powoduje że w przeciągu kilku chwil wie on czy istnieją jakiekolwiek szanse na dłuższą znajomość. Shinako lubi wywyższać się swoją inteligencją. Wie, że nie głupi z niego chłopak, lecz zbyt często stara się ogłosić to światu. Prawie zawsze używa jej do podrywania nowych dziewczyn. Twierdzi że wygląd to nie wszystko. Mimo wielkiego uwielbienia wszystkich młodych kobiet, Shinako nie dają zaznać spokoju myśli o Patty Pattison, miłości która ciągnie się za nim od wczesnych nastoletnich lat. Ta nieodwzajemniona miłość powoduje tą chęć podrywu i poznawania nowych dziewczyn, mimo że nie lubi poznawać nowych ludzi, stara się poznać kobietę która zabiłaby tą szczenięcą miłość do Patty. Ze swoją miłością utrzymuje tylko kontakty przyjacielskie. Młody mężczyzna nie lubi towarzystwa mężczyzn, w ogóle nie chce z żadnym się zadawać, to właśnie sprawia że ludzie uważają że Shinako nie lubi i nie chce poznawać nowych osób. W połowie mają rację jak już wcześniej wspomniałem. Postać jest dobrze wychowana i wie iż należy okazywać szacunek osobom starszym od niego.
Shinako lubi gotować. Wie to każdy kto kiedykolwiek go poznał. Ludzie śmieją się że już w kołysce myślał o gotowaniu. Prawdopodobnie jest tak że rodzice młodego mężczyzny prowadzą restaurację. Można powiedzieć że to tam się wychował, ale to już inna historia. Kolejną pasją młodzieńca są pokemony. Te stworki budzą w nim podziw, stawia je na równi z gotowaniem, jednak nie poczuł jeszcze tego smaku. Smaku posiadania własnego pokemona, czego pragnie z całego serca.
Historia postaci: Shinako był pierwszym dzieckiem Kelly i Inao Fushizuma. Rodzice od początku jego żywota pragnęli aby został kucharzem jak ojciec. Chłopiec szybko się tym zainteresował i wkrótce stało się to jego pasją.
Rodzina Fushizuma szybko powiększyła się o bliźniaków Richarda i Shizune. Początkowo chłopak był zadowolony z takiego obiegu sprawy, dopiero po jakimś czasie zdał sobie sprawę że rodzice zaczęli poświęcać mu mniej czasu. Ojciec stał się wobec niego bardziej surowszy. Bardzo szybko minęło dzieciństwo Shinako. Był już dziesięcioletnim chłopakiem, amatorem-kucharzem z trójką rodzeństwa. O tak, trójką! Gdyż szybko po bliźniakach narodziła się Sophie. Najmłodsza z rodziny Fushizuma.
Z biegiem czasu w młodym ciele chłopaka nastąpił pewien przełom. Zaczął się on interesować pokemonami. Chciał poznać ich jak najwięcej. Często chodził wieczorami z ojcem do lasu, by obserwować leśne pokemony. Wieczorem, gdyż dopiero wtedy ojciec miał czas dla jedenastoletniego chłopaka. W ciągu roku odkąd chłopak zainteresował się milusińskimi stworkami, chłopak poznał wiele rodzajów i gatunków pokemonów. Jak nie na własne oczy to z książek. Zainteresowanie pokemonami rosło, równie szybko jak umiejętności kulinarne. Ale prawdziwym przełomem i to większym niż jego pasja pokemonowa, stało się dojrzewanie. To co przechodzi każde dziecko w odpowiednim wieku, jego zmieniło i to bardzo ale to bardzo drastycznie. Szybki wzrost i nabieranie tkanki mięśniowej i tłuszczowej. Zmiany upodobań kulinarnych i nie tylko. Niewiele rzeczy się w nim zmieniło ale to co pozostało to miłość do gotowania i pokemonów. Wraz z dojrzewaniem nastoletni Shinako zaczął interesować się płcią przeciwną. Nic w tym dziwnego, taki wiek. Nastolatek miał powodzenia, podkochiwały się w nim i Shirley Parkingson, Amy Black czy Saku Semija, czyli nastoletnie piękności okolicznych terenów. Podkochiwały się w nim też te brzydsze takie jak Ino Kan czy Tamy Ehime. Chłopak stwierdził że lecą na kasę jego rodziców, rodziców którzy zarabiali nie mało na prowadzeniu restauracji. Shinako nie mógł się zgodzić na taki obrót spraw. Postanowił te dziewczyny pokarać. Flirtował, uwodził, rozkochiwał w sobie a następnie rzucał je jak niepotrzebny gadżet o ścianę. Potem zabierał się za kolejne i kolejne, aż w końcu zainteresowanie przygasło. Jednak opatrzność ukarała nastolatka dotkliwie i to bardzo. W okolicy pojawiła się nowa rodzina. Rodzice z córką jedynaczką. Rok młodszą Patty. Początkowo Shinako nie zwrócił na nią uwagi. Sądził że będzie kolejną która rzuci się na niego, a raczej na jego kasę. Tak się nie stało. Przeciwnie w chłopaku coś odbiło. Zakochał się, ot co. Zaczął zadawać się z Patty, poznawać ją, starał się być dla niej inny, niż był dla pozostałych dziewczyn. Patty nie była jakaś znakomicie piękna ani przerażająco brzydka. Ot taka sobie blond włosa dziewczyna z pięknym uśmiechem i oczami niczym dwie piękne gwiazdki. Patty znalazła sobie koleżanki w tym te które wcześniej szalały za Shinako. Blond włosa dziewczyna dowiedziała się o praktykach nastoletniego kochasia i zerwała z nim kontakty. Nastolatek długo tego żałował. Podniósł się po tym tylko dzięki pomocy Richarda i Shizune. Młodszy brat podniósł go na duchu a młodsza siostra pomogła mu w pisaniu listów miłosnych i układaniu ballad o Patty. To wydarzenie złączyło trójkę rodzeństwa. Stali się sobie bliżsi niż to było przedtem. Po wielu nieprzespanych nocach spowodowanych myślami o blondynce Patty, dziewczyna idąc ulicą i mijając się z Shinako powiedziała ,,cześć,, zwykłe słowo przywitania było dla Shinako niczym anielska muzyka. Z biegiem czasu wrócili do siebie ale nie mogli się do siebie zbliżyć nie umieli być parą. Byli przyjaciółmi, niczym więcej. Rana na sercu Shinako zaczęła się goić. Cieszył się że Patty w ogóle zechciała z nim się przyjaźnić. Mijały lata Shinako stawał się coraz starszy. Jego miłość wcale nie przygasła, była wciąż na takim samym poziomie. Blondynka i Węglowo włosy chłopak zaczęli myśleć o podróżach po świecie. Po drodze nasunął się pomysł zbierania odznak i poznawania nowych gatunków pokemonów. Długo planowali swoją podróż. Shinako zbierał fundusze na tą wyprawę. Chciał być dobrze przygotowany. W międzyczasie doszło do wielu sprzeczek na linii Shinako-Rodzice a także Richard-Rodzice. Rozgniewany Richard dowiedział się o planach i również chciał dołączyć do wyprawy. Po wielu rozmowach dogadali się. Zdecydowali się że wyruszą w trójkę. Każdy z trojga miał marzenia. Patty chciała zebrać jak najwięcej odznak. Shinako poznać nowe gatunki pokemonów i przy okazji również wziąć udział w lidze pokemon a Richard, chciał początkowo spędzić trochę czasu z bratem i jego przyjaciółką a następnie oddzielić się od nich i spełnić swój cel jakim było zostanie hodowcą pokemonów. Trójką przyjaciół miała wszystko czego im potrzeba, oprócz jednego. Pokemonów... Na szczęście z pomocą przyszli rodzice Patty a także Shinako i Richarda. Początkowo niechętnie ale jednak załatwili dzieciom pierwsze pokemony. Shinako dostał Charmandera Richard Bulbasaura, a Patty Squirtla.
Początkowa kraina i miasto: Kanto, Pallet Town
Profesja: Trener/ Kucharz amator
Cel: Zawarty w sumie, w historii postaci :)
Starter: Charmander
Dodatkowy ekwipunek: Kasetka na odznaki, plecak, 1l butelka wody, kanapki, karma dla pokemonów, latarka, lornetka, śpiwór, namiot
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySob 24 Maj 2014, 19:03

Cel oklepany. Odznak nie zdobywa się w grze tylko w innym temacie na forum, więc ich zdobywanie nie byłoby adekwatne do twojej gry. Dlatego ten zapis jest ODRZUCONY.
Powrót do góry Go down
Rei
Dzieciak z PokePluszakiem
Rei


Napisanych : 16
Dołączył : 04/04/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 30 Maj 2014, 13:19

Imię i nazwisko: Rei, właściwie Reiko, Ikeda.
Wiek i płeć: Rocznikowo 17 lat (urodzona 7 lipca 1997r.), kobieta.
Wygląd:
Wysoka dziewczyna, o zgrabnej sylwetce. Wygląda na o wiele starszą niż tak naprawdę jest. Posiada długie włosy, zakończone błękitem i diamentowe oczy, które mienią się, gdy pada na nie światło księżyca. [Jej strój został opisany dokładniej w historii.]
Charakter: Ciężko opisać charakter Rei w kilku słowach. Dziewczyna, rzecz jasna, ma własny pomyślunek. Przeważnie nie pchała się do ryzykownych wypraw, jednak po otrzymaniu tytułu zaklinaczki była zmuszona przeciwstawić się swojej naturze i wyruszyć w podróż, by naprawić wyrządzone szkody. Nie mogę też powiedzieć, że jest łatwa w kontaktach z innymi. Wręcz przeciwnie. Przy pierwszym spotkaniu bywa nieco płochliwa (i dlatego między innymi często uderza nieznajomych), ale po głębszym poznaniu okazuje się być miłą osóbką. Jeżeli istnieje taka potrzeba, to ludziom zaufanym nigdy nie odmówi pomocy. Żywi głęboką urazę do regionu Sinnoh, jak też do jego mieszkańców, których uważa za zdrajców. Ma także spore poczucie humoru i ogromną wolę walki.
Historia postaci:

« Ostrzeżenie »

Zacznę może od tego, że wcale nie prosiłam się o bycie jakąś tam zaklinaczką czy też strażniczką run- jak zwał, tak zwał.
Jeśli to czytasz, to znaczy, że musiałeś/aś znaleźć mój list. Zanim jednak zagłębisz się w jego treść, muszę Cię ostrzec: jeżeli liczba siedem ma dla Ciebie jakieś szczególne znaczenie- jest Twoim szczęśliwym numerkiem albo urodziłeś się siódmego dnia miesiąca- i/lub gdybyś podczas lektury doszukał(a) się podobieństw pomiędzy Twoim życiem a moim, opisywanym poniżej- natychmiast zamknij tę kartkę i najlepiej do niej nie wracaj!
Możliwe, że jesteś jednym/jedną z Nas, a wtedy to tylko kwestia czasu kiedy i Oni to odkryją.
Możesz nie wierzyć w żadne ze słów zawartych w opowieści, ale nie ignoruj moich uwag, w przeciwnym razie nie odpowiadam za to, co się stanie! Oni są wszędzie, nawet w Twoim świecie.
Pamiętaj, że zaklinaczem może być każdy- chociażby Twoi rodzice czy najlepszy przyjaciel/przyjaciółka.

« Słówko wstępu »
Kilkaset mil morskich na północ od regionu Sinnoh, mieści się pewien archipelag. W jego skład wchodzą dziesiątki tak niewielkich wysp, że nie są one oznaczone na żadnej mapie. A jednak rozwinęło się tam życie. Każdy człowiek zamieszkujący tamtejsze rejony zalicza się do rodu Ikeda. I, co chyba najważniejsze, to właśnie tam zaczyna się moja historia.
Na wstępie zaznaczę, że nie jestem kolejną dziewczyną, której rodzice zostali zabici, a teraz ona próbuje odnaleźć zabójców i się zemścić. Nie. Chociaż też nie mogę przyznać, że ich kiedykolwiek w życiu świadomie poznałam. Uprzedzając Twoje kolejne pytanie- nie, nie chodzi mi o wiek, bardziej o stuprocentową pewność, iż to oni. W zasadzie to, to wszystko jest dość pokręcone, ale postaram się to jak najlepiej wytłumaczyć.
Bo widzisz, jako ród, który od zarania dziejów zamieszkiwał te wyspy, mamy wspólne korzenie i, choć wiem, że to dziwnie zabrzmi, uważamy się za jedną, wielką rodzinę. Nie używamy nazwisk, bo w sumie po co? Zwracamy się do siebie, po prostu, po imieniu. Co ciekawe, jeżelibyś przez choćby przypadek tutaj wylądował(a), mogę się nawet założyć, że nie znalazł(a)byś dwóch osób o tym samym imieniu. Ale istniała pewna wada takiego systemu- otóż Twój największy wróg, mógł okazać się równie dobrze Twoim rodzicem, bratem czy też dziadkiem.
Dobra, a teraz wracamy do wątku głównego, bo jak zawsze nieco odbiegłam od tematu przez swoje gadulstwo.
Tak więc zdecydowanie naszą mocną stroną był handel i rybołówstwo. Towary pochodzące z wysp Ikeda były rozprowadzane po całym świecie za pośrednictwem Sinnoh. Byliśmy z tym regionem niezwykle związani, żeby nie powiedzieć, że od niego uzależnieni. Część ludności wyemigrowała z Sinnoh na moje, rodzinne wyspy, więc nasza rodzinka powoli się powiększała. I w pewnym momencie... Bam, urodziłam się ja. Mimo że nazwano mnie Reiko, szybko załapałam przezwisko "Rei"
*przekształcony skrót wyrazu Raikage, w tł. cień błyskawicy*- a to już nie brzmiało dobrze. Kobieta-błyskawica.
Nie mogę zaprzeczyć, że rzeczywiście, wszędzie było mnie pełno. Nie znalazłby się pewnie żaden człowiek na wyspie, który by mnie nie znał- co prawda, może niekoniecznie od tej dobrej strony. O, i tutaj się na chwilę zatrzymajmy...
Bowiem miałam jedną, okropną wadę- może podchodziła ona już pod nawyk? W każdym bądź razie, jeżeli na powitanie nie dostałeś ode mnie z kopa, to spotkało Cię ogromne szczęście. A kto zrobił ze mnie Karate Kida? Nie kto inny, tylko sam Shun. Odkąd pamiętam, to właśnie on się mną zajmował. Dzieliła nas różnica siedmiu lat, ale śmiało mogę powiedzieć, że od dziecka zastępował mi rodziców. Był dla mnie jak brat.
Jednak do niedawna nawet przez myśl mi nie przeszło, że może nim naprawdę być.

« Zbijam dość cenny wazon »
Szczerze powiedziawszy, niezbyt dokładnie pamiętam tamten dzień. Chociaż, bez zwątpienia, powinnam...
Siedem lat temu, w przeddzień moich dziesiątych urodzin, wybraliśmy się w trójkę do miasteczka Hayata. Właśnie, w trójkę. Była ze mną i Shunem Ise-chan, nasza gospodyni. Fakt faktem, mój 'brat' dobrze radził sobie w pracach fizycznych, ale jeżeli chodzi o robótki domowe i gotowanie... Nie oszukujmy się, w tym był beznadziejny. Ise-chan nauczyła mnie wielu damskich zajęć. Szycia, szydełkowania, często nawet chodziłyśmy razem na grzyby- podsumowując: robiłyśmy wszystko to, co, w normalnej rodzinie, babcia z wnuczką. Nasza pani domu świetnie znała się także na ziołach, gdyż pracowała niegdyś w miasteczku Hayata jako aptekarka. I po części dlatego wybyliśmy do wcześniej wspomnianego miejsca- żeby kupić parę przydatnych składników na wywary. A przynajmniej taki był cel poboczny...
Pierwsze co nasuwa mi się na myśl, gdy wspominam ten pechowy szósty lipca, to zdenerwowanie Shuna. O, tak, byłam pewna, że tylko wyczekiwał drogi powrotnej. Nie chciał być tam nawet kilku minut. Ise-chan starała się go  uspokoić, ale zbytnio nie zwracałam na nich uwagi. Aż w końcu, rzecz jasna, zgubiłam się. Wiem, że to zabrzmi głupio, lecz chyba zaczęłam wtedy gonić jakiegoś kolorowego motylka, czy też co innego. Podążałam za nim ciemnymi uliczkami, co i raz potykając się. I tak dotarłam do ogromnego budynku. Z wyglądu przypomniał on nieco katedrę. Mocarna budowla wsparta na sześciu, olbrzymich filarach. W stronę nieba wznosiły się dwie, strzeliste wieże. Coś mnie podkusiło, żeby otworzyć drzwi i wejść do środka. Miałam wrażenie, że woła mnie jakiś tajemniczy głos. Mosiężne wrota zdawały się być nie do ruszenia. A jednak wystarczył jeden dotyk do klamki, by skrzydła otworzyły się z hukiem. Spojrzałam za siebie. Deptak świecił pustkami, roślinność przybrała szare kolory, nawet kamienice budziły wrażenie upiornych i opuszczonych. Zrobiłam krok naprzód, w głąb gmachu. I to był największy błąd w moim życiu...
We wnętrzu, budowla budziła nie mniejsze wrażenie niż z zewnątrz. Gdy tylko postawiłam stopę na kamiennej posadce, pochodnie umieszczone na ścianach pomieszczenia momentalnie zapłonęły. Nawa główna miała dobre piętnaście metrów, więc dla mnie, wtedy niespełna dziesięcioletniej dziewczynki, ciągnęła się w nieskończoność. W nawach bocznych poustawiane były rzędy regałów z książkami- na kształt kostek domina. Natomiast tam, gdzie w kościołach romańskich, mieściło się prezbiterium, stał podest, a na nim dziwaczny wazon. Koślawy, nadłamany, podpalony- po co takie coś w ogóle trzymać? A co było najciekawsze, to właśnie w jego stronę prowadził mnie ten nieznajomy głos. Nogi już od dawna przestały mi być posłuszne. Mimo mojego sprzeciwu, dziarskim krokiem maszerowały naprzód. Po chwili dołączyły do nich także ręce. I kiedy myślałam, że zaraz chwycę te naczynie, ktoś położył mi dłoń na ramieniu.
Po części z przerażenia, a po części z zaskoczenia, złapałam napastnika za łapsko i rzuciłam nim z całej siły  przed siebie. Atakujący z głośnym ‘bam’ wylądował na lazurowej kostce. Nie wyglądał on jednak groźnie. Był to chłopak w mniej więcej moim wieku, o jasnej cerze i brązowych włosach. Niestety, nie miałam zbytnio czasu by się mu dokładniej przyjrzeć, gdyż pech chciał, że przy upadku potrącił on platformę, na której znajdowała się nietypowa waza. Flakon zachwiał się, a parę sekund później mogłabym oglądać już tylko jego kawałeczki, rozproszone na ziemi. Tym razem zamiast nawoływań, myśli przysłonił mi czyjś złowrogi śmiech.
„Dzięki, że nas wypuściłaś, Skarbeńku”-  usłyszałam szept dochodzący ze strony rówieśnika. Lecz ten nawet nie poruszał ustami, cały czas trzymał się za obolałą głowę. Zdekoncentrowana zawróciłam i zaczęłam biec w stronę wyjścia. Silny, porywisty wiatr zdecydowanie mi tą czynność utrudnił. Skąd się tam wziął przeciąg? Tego nie potrafiłam wyjaśnić. Masywne drzwi zaczęły się momentalnie zamykać pod wpływem nagłego podmuchu. W ostatniej chwili udało mi się przecisnąć przez niewielką szparkę. Potknęłam się, tracąc równowagę. Myślałam, że czeka mnie nieprzyjemna podróż przez schody, ale nie… Nie spadałam zbyt długo, wręcz przeciwnie- nim zdołał(a)byś powiedzieć „tak” lub „nie”, ja leżałabym już na chodniku. Otworzyłam oczy. Stał nade mną Shun, a Ise-chan czekała gdzieś z boku. Oczywiście dostałam kazanie o tym, że nie powinnam się od nich odłączać i że zachowałam się nieodpowiedzialnie. Byłam jeszcze tak oszołomiona, iż większość jego słów tylko obijała się o moje uszy. Ciągle myślałam o tej ‘bibliotece’, lecz nie wspomniałam o niej ani słowem przy moich opiekunach. Pewnie by mi nawet nie uwierzyli, gdyż budowla rozpłynęła się w powietrzu! Wszystko wróciło do normy, a przynajmniej tak mi się zdawało. Miasteczko znów tętniło życiem, a bujna roślinność wiła się po ścianach sukiennic. Jedynie słońce zostało przesłonione przez ciemne, kłębiaste chmury, zwiastujące deszcz. Nie sądziłam jednak, że mogą one symbolizować również nadchodzące lata. Lata pełne wojen i konfliktów.

« Duch i dwa kije- dziwaczna, latająca karta (nazwa robocza) »
Nie, to jeszcze nie koniec. Chciałoby się, co? W zasadzie to czeka nas jeszcze jedna, zdaje się, że najdłuższa, część. Przynajmniej jeżeli kiedyś będzie taka kategoria nagrody Nobla jak „najdłuższy list świata”, to wiecie kogo nominować. A teraz do rzeczy. Pod koniec poprzedniej wspomniałam coś o rozpoczynających się konfliktach. W zasadzie ciężko jest mi wymienić dokładną przyczynę wybuchu sporów. Zapewne, gdybyście zapytali kogoś z regionu Sinnoh o to, kto wypowiedział wojnę, bez zastanowienia wskazaliby palcem na nas, ród Ikeda. Wiadomo, każda ze stron mogłaby zaprzeczać w nieskończoność. Nienawidzę mieszkańców Sinnoh. Ale nie dlatego, że zerwali z nami kontakty i zaatakowali nasze wyspy- to jestem w stanie im wybaczyć. Jednak nie mieści mi się w głowie, jak można było wykorzystać biedne stworzenia, zwane Pokémonami, z którymi nasi przodkowie żyli od zarania dziejów w zgodzie, do celów wojennych. Staraliśmy się z początku bronić sami, lecz wszelkie próby powstrzymania (nie mówiąc już o pokonaniu) przeciwnika kończyły się niepowodzeniem. O dyplomacji nawet nie wspominając… Aż w końcu dołączyły do naszej armii setki ‘futrzanych’ wojowników. I tak harmonia oraz równowaga pomiędzy żywotem ludzi a Pokémonów została zachwiana, a na naszym archipelagu zrodziła się profesja trenera.
Wojownicy Ikeda zostali podzieleni na niewielkie kilkuosobowe grupki, tzn. zastępy (chociaż nie miało to nic wspólnego z harcerstwem). Z urodziwego i spokojnego miasteczka Hayato zostały praktycznie same gruzy. Proch i popiół wznosiły się nad całą wyspą. Staraliśmy się gasić pożary i przeszukiwać ‘wysypisko’ w poszukiwaniu rannych osób, którym pomocy udzielała Ise-chan. Shun zaginął parę miesięcy temu, podczas jednego z ataków. Wiele osób nie dawało mu choćby najmniejszych szans na przeżycie, ale ja cały czas w niego wierzyłam. Potrafił świetnie walczyć i był wstanie przetrwać nawet w krytycznych warunkach.
W górze krążyły smoki wroga, spuszczające co i raz wybuchowe ładunki. Od tego czadu zaczęło kręcić mi się w głowie. Piach dostał się do moich płuc, toteż od dłuższego czasu męczył mnie okropny kaszel. W takiej sytuacji ciężko było oddychać. Moje zwinne ruchy zostały ograniczone, wręcz zastąpione przez mozolny krok. Schowałam się w jednym z zaułków. Nagle, gdzieś niedaleko wybuchł pocisk, a jego siła rażenia była tak wielka, że odepchnęła mnie w przód. Kiedy zdołałam podnieść głowę, skamieniałam. Wszystko stanęło w bezruchu, zupełnie jakby zatrzymał się czas, a parę metrów przede mną wznosiła się ta budowla, do której trafiłam siedem lat temu. Drzwi budynku samoistnie się otworzyły, jednak tym razem nie wzywał mnie żaden głos. Resztkami sił podniosłam się z ziemi i dokuśtykałam do nich. Ten gmach był koniec końców moją jedyną deską ratunku. Mosiężne skrzydła zatrzasnęły się za mną z hukiem. Wnętrze biblioteki nie wzbudziło we mnie takiego podziwu jak niegdyś. Teraz widziałam świat jedynie w czarno-białych barwach. Kawałki potłuczonego wazonu zostały już przez kogoś zebrane, a na końcu nawy głównej stała pusta platforma. Ruszyłam w jej kierunku, lecz wtem usłyszałam za sobą czyjeś kroki. Odwróciłam się z dłonią złożoną w pięść, jednakże mój atak został odparty. Widziałam, że zamaskowany przeciwnik skupiony był na moich ramionach, więc bez zastanowienia podcięłam go stopą. Wyciągnęłam nożyk z kieszeni i skierowałam ostrze w stronę napastnika.
- Gadaj kim jesteś jeżeli Ci życie miłe!- Krzyknęłam, na co ten zaczął się śmiać. Kompletnie zbaraniałam. Rozumiem płacz, błaganie o litość, ale śmiech? Przecież wypowiedziałam to z niezwykłą powagą malującą się na twarzy.
- O rany, nic się nie zmieniłaś, kobieto z ciosem z KSW!- Wycedził przez zęby i ściągnął kaptur. Te kasztanowe włosy, te iskierki tańczące w morskich oczach i ten chytry uśmieszek- bez zwątpienia to był owy dziesięciolatek, który dostał ode mnie bęcki. Teraz prawie byłam pewna, że cofnęłam się w czasie.- A więc jednak potrafisz gadać, a nie tylko lać nieznajomych!
- Co-Ty-tu-robisz?- wymamrotałam, szczypiąc się z niedowierzaniem w rękę.- Błagam, powiedźcie mi, że ja się rąbnęłam o coś głową i teraz mam omamy!
- A może by tak "cześć, fajnie Cię znowu widzieć"? A, wiesz, zleciałem z nieba, zemdlałem i w taki oto sposób znalazłem się tutaj!- W jego głosie wyłapałam nutkę ironii, ale w tym momencie byłam gotowa uwierzyć w każde kłamstwo. Nastolatek spojrzał na mnie i westchnął, uderzając się dłonią w twarz.- Przecież żartuję, tak naprawdę czas się zatrzymał i kiedy Ciebie ujrzałem, postanowiłem za Tobą pójść- i tyle. Czyli muszę Cię zmartwić, nie masz halucynacji, a ja nie jestem duchem.
- On, może nie, ale ja owszem- usłyszałam mrożący krew w żyłach szept. Leżący na posadzce chłopak, który wcześniej grał nieustraszonego, momentalnie zbladł, a ja poczęłam się powoli odkręcać przygotowana na najgorsze. Przymknęłam nieco oczy, woląc uniknąć spotkania twarzą w twarz z osobnikiem, który tak przestraszył 'pana chuligana'. Gdy uchyliłam powieki, mało nie narobiłam do gatek. Przede mną stał, a raczej unosił się najprawdziwszy...
- Duch!- Wrzasnęliśmy z rówieśnikiem niemal jednocześnie. Chwyciliśmy się siebie nawzajem i odskoczyliśmy w tył.
Co to, kurde, Hogwart jest, czy jak?- Pomyślałam przerażona, obserwując zbliżające się w naszą stronę widmo.
- Tak, a ja to może Helena Ravenclaw jestem, co?- Bąknęła urażona zjawa, wykonując w tył zwrot.
Chwila, albo mi się zdawało, albo to coś właśnie usłyszało moje myśli...
- Właśnie pomyślałaś: "Chwila, albo mi się zdawało, albo to coś właśnie usłyszało moje myśli..."- rzekł upiór, przelatując przez pobliski filar.- A więc odpowiedź brzmi tak, słyszę je.
- Skoro tak, to powtórz to- wtrącił się 17-latek, pobudzając swoje szare komórki do pracy.
- O, nie, tego nie powtórzę. Na Radę Najwyższą, skąd w ogóle znacie takie słownictwo!- Wymamrotała zmora, spoglądając na nas kątem oka.- Ale przynajmniej widzę, że nie macie problemów z dogadywaniem się!
Miałam zaprzeczyć, lecz dopiero teraz zorientowałam się, że cały czas obściskuję się z szatynem. On najwyraźniej też zdał sobie z tego sprawę, gdyż odskoczyliśmy od siebie jak poparzeni i zaczęliśmy ocierać się o kolumny, chcąc zetrzeć ślady po drugim osobie. Wyglądało to zapewne kapitalnie, bo duch miał ubaw po pachy. Po chwili jednak uspokoiłam się i skierowałam w stronę wyjścia.
Co ja w zasadzie wyprawiam? Przecież moi bracia giną w wojennych starciach, a ja gadam sobie z duchem...
- A Ty dokąd?- Spytała mara, chociaż doskonale znała odpowiedź.
- Walczyć! Nie obraź się, fajnie było, ale na mnie już czas.
Jednakże drzwi ani drgnęły. Nie ważne z jaką mocą bym na nie naciskała, one nie zamierzały ustąpić.
- Dobra, czego Ty jeszcze chcesz?- Zmierzyłam wzrokiem duszę. Byłam pewna, że to właśnie ona zaczarowała te przeklęte zawiasy.
- Ja? Czegoś chcę? Nie, niczego. To raczej leży w twoim interesie czy mnie posłuchasz, czy też nie. Wiem jaka jest przyczyna wybuchu tej wojny, wiem też jak ją zakończyć. Ja Ci krzywdy nie zrobię, nie martw się. Złość mi już przez te siedem lat przeszła...
Spojrzałam pytającym wzrokiem na widmo, które podleciało do podestu, gdzie dawniej stał ten dziwaczny wazon.
- Świat wyglądał już niegdyś podobnie jak dzisiaj. Kiedy jeszcze na wolności były Uhloi, zdradliwe istoty, których marionetkami stała się rasa ludzka. Ich iluzje nie działały jednak na stworzenia zwane Pokémonami. Każdy z ich typów wybrał swojego przedstawiciela, który zasiadł w Radzie Najwyższej. To właśnie Oni z pokolenia na pokolenie wybierali strażnika run. Jego zadaniem było chronienie starożytnych zapisków z potężnymi zaklęciami. Bowiem wyobrażacie sobie co by to było, gdyby trafiły one w niepowołane ręce Uhloi? Dzięki nim udało się pokonać i zapieczętować te potwory w specjalnym naczyniu. Oczywiście był to ten dziwaczny wazonik, który zbiliście!
- Ej, ej, przepraszam bardzo, ale to ona mnie na nie popchnęła!- Sprzeciwił się chłopak.
- Było uważać, gdzie się tyłkiem leci. Poza tym te duchy chciały, żebym roztrzaskała go na kawałeczki!- Odburknęłam i wiedząc, że to nie najlepiej zabrzmiało, dorzuciłam:- że w sensie ten flakon.
- Bo to były duchy, które siedziały tam jakieś parę wieków. To chyba jasne, że chciały stamtąd wyleźć i czekały tylko na dobrą okazję, kiedy przyjdzie taka głupia dziewczynka jak Ty i je wypuści!- Zaczęliśmy się sprzeczać. W końcu lekko poddenerwowana zjawa, przerwała naszą kłótnię:
- Dobra, dosyć tego. Nie będę teraz wnikał, kto go zniszczył. Oboje byliście tam wtedy, więc każde z was poniesie odpowiedzialność. Zostało nam niewiele czasu, nim Uhloi w pełni opanują świat. Musicie wykorzystać moment kiedy są jeszcze słabe i je wszystkie pochwycić. Nie możecie jednak zbudzać niczyich podejrzeń, więc podróżować będziecie jako trenerzy, którzy zbierają odznaki. Waszym zadaniem jest odnalezienie siedmiu części, schowanych przez poprzednich wybrańców. By jednak je zdobyć musicie wpierw odnaleźć sześciu moich braci- wysłanników Rady Najwyższej. Oni przekażą wam treści przepowiedni, których rozwiązaniem są miejsca ukrytych elementów. Przed niektórymi będziecie musieli udowodnić swoją wartość nim powierzą wam wersy zagadki. Normalnie przeszlibyście specjalne szkolenie, ale w obecnej sytuacji odbędą się tylko rytuały wstępne...
Coś mi zdaje się, że mój nowy partner podobnie jak ja, zgubił się w połowie objaśnień ducha. Nasze szczęki powędrowały w dół i wgapiliśmy się w siebie jak idioci. Widmo podfrunęło do nas i oglądając nasze ciuchy z każdej strony, pokręciło przecząco głową.
- Nie, w tym stroju będzie Ci ciężko czarować. Co powiesz na to?- Zwrócił się do mnie i pstryknął palcami. Po chwili poczułam, że moja garderoba się zmienia, znika skórzany ubiór bitewny. Gdy ujrzałam mój nowy strój, zatkało mnie.
- Jeżeli mam być szczera- zaczęłam niepewnie- to zdaje się, że mówiłeś coś o 'nie wzbudzaniu podejrzeń', prawda? A tym czasem wyglądam jakbym miała na sobie... worek na kartofle.
Tak, myślę, że to było najlepsze określenie. Mój ubiór był bury, lniany. Koszulka, bezrękawnik i kalesony, które duch zgodził się łaskawie zamienić na luźne spodnie.
- Dobra, rozumiem, ona czaruje, musi łazić w tym dziwacznym stroju, ale po kiego grzyba ja też muszę w nim paradować!- Rzekł szatyn, a ja dopiero zauważyłam, że on też wygląda jak ziemniak.
- Szczerze? Ty nie czarujesz, ale zaraz by była gadka 'dlaczego ja muszę to nosić, a on nie'- odparła zmora. Przynajmniej tym razem Kacperkowi trzeba było przyznać rację. Nastolatek posłał mi tyko zabójcze spojrzenie, a następnie zjawa kazała nam za sobą iść.
- Przepraszam, że pytam panie duchu, ale czy jest pan pewien, że ja na pewno nadaję się do tej całej magii? Jakoś nigdy mnie do mistyki nie ciągnęło, a różdżką prędzej bym komuś oko wydłubała niż coś wyczarowała- spytałam, a worek number dwa w pełni mnie poparł.
- Oh, tak, tak, o to się nie martw, byłaś druga w kolejce do tej posady. Pierwotnym strażnikiem miał być twój brat- odparła mara, przeszukując bibliotekę, w celu odnalezienia odpowiedniej księgi.
- Brat? A, mówisz o Shunie, on nie jest moim bra...
- Ależ oczywiście, że jest- przerwała mi zjawa, wyciągając jedną z kronik.- Jednak został on posądzony o wypuszczenie Uhloi i wtrącony do więzienia Rady Najwyższej. Miał już z Nimi wcześniej na pieńku, a teraz Najwyżsi znaleźli dobry pretekst by go uwięzić.
Oniemiałam. Shun trafił do więzienia z powodu mojej głupoty? Wszystko jasne. Po to były te całe treningi, wiedziałam już też dlaczego był taki zdenerwowany podczas naszego pobytu w miasteczku Hayato. Rada obserwowała go przez cały czas, czekała tylko na jego potknięcie. Wiedziałam, że muszę naprawić wyrządzone szkody.
Duch wytłumaczył mi na czym polega test, który mieliśmy przejść. Otóż miał on pomóc nam w odkryciu naszej prawdziwej natury i żywiołu. Kolejno dotknęliśmy okładki starej kroniki. Po chwili z księgi wyleciała dziwaczna karta, która płonęła żywym ogniem. Następnie pojawił nad nią ognisty napis, który przez problemu potrafiłam przeczytać.

Zapisy 1658551
Zapisy 1658550

- Dwa ogniste kije...- wymamrotałam, marszcząc brwi. Przymrużyłam oczy i wtem ojczyste znaki zmieniły się w starożytne runy. Najwyraźniej mój rówieśnik od początku je widział, gdyż nie mógł pojąć jak ja przeczytałam te słowa. Sama byłam w szoku. Zjawa uśmiechnęła się tylko pod nosem i potaknęła głową.
- Tak jak myślałem, twoim żywiołem jest ogień. Twoi rodzice również czerpali z niego swą moc.
- Naprawdę? Znałeś moich rodziców?- Spytałam z niedowierzaniem.
- Owszem, ale sądzę, że podczas tej wędrówki dowiesz się o nich więcej, niż mógłbym Ci opowiedzieć.- Odparł duch i wyciągnął z szafki dwie biało-czerwone kulki.- Myślę, że będą do Was idealnie pasować. Karta dwóch ognistych kijów wróży sukces, dzięki współpracy z drugą osobą. Musicie się ze sobą zżyć, zaufać sobie nawzajem, a wtedy będziecie mogli dokonać niemożliwego.
Brzmiało to jak tekst z jakiejś reklamy, ale fakt faktem, dodał nam nieco otuchy. Duch rzucił w naszą stronę okrągłe przedmioty, które postaraliśmy się złapać, nie niszcząc przy okazji kolejnej, ważnej rzeczy. Po zetknięciu z naszymi dłońmi z, czegoś, co wyglądało jak bila, wystrzeliły dwa żółtawe liski.
- Od dziś w wasze ręce trafiają te dwa Pokémony. Po osiągnięciu najwyższego stadium ewolucji każde z nich będzie trzymało po jednym zapalonym patyku. Gdy połączycie je ze sobą uzyskacie moc zdolną do spojenia ze sobą wszystkich części naczynia, w którym zamkniecie Uhloi. Pozostaje nam więc ostatnia kwestia- treść zagadki. Zdaje się, że nie muszę Was już poddawać próbie odwagi, gdyż wystarczy mi już zbicie waszego 'koślawego wazonu'.- Dokończył i machnął ręką. W tym samym momencie skóra na ręce zaczęła mnie palić żywym ogniem. Zacisnęłam zęby, spoglądając na pojawiającą się przepowiednię:

Kamienny krąg,
ludzi ratuje,
nim się obejrzysz,
skarby zrujnuje.

Po jej przeczytaniu moja głowa świeciła pustkami. To nie miało w ogóle sensu! Choć najwyraźniej mój partner miał inne zdanie. Zaczął się zastanawiać, coś tam zamruczał pod nosem, a następnie oświadczył:
- To banał. Należy czytać ją od ostatniego zdania do pierwszego. Co 'rujnuje skarby'? Głównie skarby to metale, a więc niszczy je rdza spowodowana zetknięciem się ciała z wodą. Właśnie, wodą. Bez wody ludzie nie mogą żyć, toteż jako tako ich ratuje. A kamienny krąg, w którym jest woda to...
- Studnia, z której słynie miasteczko Hayato!- Dokończyłam, olśniona.
- Bingo!- Wyszczerzyło się widmo.- Świetna robota, Tasuku. Wiedziałem, że będziesz świetnym partnerem dla Reiko.
W zasadzie, to właśnie wtedy po raz pierwszy usłyszeliśmy swoje imiona. Jakby się tak teraz zastanowić, to nie mam bladego pojęcia skąd ten duch je znał. Może już od dawna nasza przyszłość była zaplanowana? W każdym bądź razie, nasz przezroczysty mistrz odprowadził mnie i Tasuku do wyjścia, rzucając na odchodne:
- Dobrze, że już nie żyję, bo by mnie Rada na stosie spaliła. Nie wiem na jak długo zdołam zatrzymać czas, działajcie szybko, lecz nie pochopnie. Nie zatrzymujcie się, załatwcie to, co macie do zrobienia i ruszajcie do następnego regionu. Nie wiem też ile czasu minie nim Oni odkryją waszą tożsamość, ale gdy już Im się to uda, rozpocznie się prawdziwy wyścig z czasem. Uważajcie na siebie, a Ty, Rei, pozdrów ode mnie swoich rodziców, gdybyś ich po drodze spotkała. Powiedz im, że ich wierny podopieczny, dotrzymał danej obietnicy...
Tutaj urwał, a oślepiająca smuga światła pochłonęła mnie, Tasuku i parkę fenków.
I tak oto rozpoczęła się nasza podróż, pełna niebezpieczeństw i zapierających dech w piersiach przygód.

Początkowa kraina i miasto: Właściwie, to wyspy Ikeda, miasteczko Hayata. (Po odnalezieniu elementu "wazy", to do Ciebie będzie należała decyzja, do którego regionu wybędą postacie [ponieważ kolejne części urny są porozsypywane- jedna na każdy region]- tylko prosiłabym, żeby region Sinnoh zostawić na sam koniec, gdyż tam znajduję się cała wylęgarnia Uhloi.]
Profesja (zawód): Strażniczka run, podróżująca po świecie pod przykrywką trenerki.
Cel: A właściwie cele mojej postaci, to:
Główne:
• Odnalezienie wszystkich elementów naczynia i schwytanie Uhloi.
• Opanowanie mocy, nauka nowych zaklęć.
• Udowodnienie niewinności Shun'a i wystąpienie przed Radą Najwyższą.
Poboczne:
° Dowiedzenie się czegoś więcej o duchu z biblioteki oraz obietnicy wiążącej jego i rodziców Rei.
° Poznanie prawdy dotyczącej rodziców.
° Poznanie przeszłości Tasuku.
Starter: Fennekin.
Dodatkowy ekwipunek: ---
Czego oczekujesz od gry*: Cóż, w sprawie gry zdaję się na Ciebie. Nie chcę, rzecz jasna, wędrować monotonnie od ducha do ducha, proszę jedynie o jakieś ciekawe poboczne wątki.
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*: *przybyła baba jaga na swej miotle, żeby go pomęczyć* A więc tak... widzę, że dość często wchodzisz na forum, ale to nie był jedyny powód, dla którego się tutaj znalazłam. Twoje posty są na wysokim poziomie, wyobraźnię masz i opisujesz zdarzenia w niezwykle ciekawy sposób- a to są cechy dobrego MG. Mam nadzieję, że poradzisz sobie ze stukniętymi zjawami i mym kochanym towarzyszem.
Inne uwagi*: ---
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 30 Maj 2014, 16:05

I tak zapis mi się podoba. Jest przyzwoita historia, kilka rzeczy, dzięki którym mogą wystąpić całkiem nawet ciekawe wątki poboczne. Cel nie jest monotonny i nie do spełnienia w kilka stron. Cele ładnie wypisane. Nawet pozapokowe elementy się tutaj znalazły. Po prostu żyć, nie umierać. Zapis, tak samo jak twoja osoba, jest PRZYJĘTY. Gry możesz się spodziewać jeszcze dzisiaj. Mam nadzieję, że nasza współpraca będzie bardzo owocna.
Powrót do góry Go down
Axel
Dzieciak z PokePluszakiem
Axel


Napisanych : 1
Dołączył : 08/06/2014
Wiek : 32
Skąd : Polska

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyNie 08 Cze 2014, 11:26

Imię i nazwisko: Kevin Coel
Wiek i płeć: Male, 23
Wygląd: Obrazek
Charakter: Radosny, Niezależny, Niefrasobliwy, Beztroski, Uprzejmy, Troszczy się o innych
Historia postaci: Czasami człowiek zastanawia się jakby potoczyła się historia, gdyby nie Red, gdyby nie Gold, gdyby Team Rocket przejął władzę nad Jotho i Kanto. Zawsze pozostaje alternatywa ... A więc wyobraźmy sobie, że bohaterowie się nie narodzili, złoczyńcy przejęli świat, który pogrążył się w wojnach i chaosie. Lecz prawdziwa nadzieja nigdy nie gaśnie.
Ale wszystko po kolei ...
Wielu próbowało powstrzymać Team Rocket, lecz żadnemu się nie powiodło. Złończycy zaatakowali w kilku miejscach jednocześnie, przejmując władze w Kanto właściwie z dnia na dzień. Najpierw upadło Celedon City, następnie Saffron, Cinabar, Viridian oraz Lavender Town. Pozostałe miasta dzielnie stawiały opór, lecz pod naciskiem ugięło się. Pewter, Cerulean, Vermilion. Uciekinierzy schronili się w Pallet Town oraz Fuschia City, gdzie powstały ruchy aktywnego oporu przeciwko Teamowi. Miasta te stały się ikoną, azylem, znakiem buntu przeciwko Rocketom. Sprawiło to, iż gang za wszelką cenę starał się je podbić, szczególnie Pallet. Na granicy trwały nieustanne walki, które ku zgryzocie napastników wygrywali obrońcy miasteczek. Wśród nich znajdował się Kevin, syn uciekinierów z północy, który poprzysiągł zemstę za krzywdy wyrządzone jego rodzinie. Kevin był członkiem utworzonej w Pallet na potrzeby obrony granic armii, składającej się ze sprawnych trenerów, których pokemony świetnie radziły sobie w walkach.
Pallet Town prosiło inne regiony o wsparcie, ale żaden nie był w stanie pomóc. Team Rocket przejął Jotho, a jego ambicje dotarły nawet do Hoenn. Świat chylił się ku globalnej wojnie.
Szef Teamu Rocket tyranizował podległe mu obszary wywierając nacisk na mieszkańców. Zwiększał podatki, żądał daniny, odbierał pokemony. Ci, którzy mu się przeciwstawili znikali bez śladu.
Sytuacja zmieniała się dopiero, kiedy młodszy brat Kevin został uprowadzony przez Team R. Mężczyzna nie mógł sobie wybaczyć, że jego brat został porwany z Pallet, z bezpiecznego miejsca, z domu, którego obiecał strzec. Niewiele myśląc postanowił opuścić miasto i ruszyć ratować brata wiedząc dobrze, że będzie sam przeciwko całemu gangowi. Natychmiast przyłączyła się do niego Shaunee z sobie tylko wiadomych powodów oraz Dave, którego syn także zniknął. Na domiar złego ich uszu dotarły kolejne złe wieści.
Team R. utworzył w rozgłośni radiowej Johto swoje centrum główne, a także więzienie. Tam właśnie przetransportowano jego brata, tam właśnie on zmierza.
Początkowa kraina i miasto: Johto, New Bark Town
Profesja (zawód): Żołnierz
Cel: – Ocalić brata
- Pokonać Team R.
Starter:Losowy, byleby nie Growtlithe
Dodatkowy ekwipunek:
Czego oczekujesz od gry*: Po prostu dobrej zabawy, ale także ciekawej. Chcę by moi towarzysze mieli własną przeszłość i przyszłość, a nie byli doczepieni do mnie.
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*: Ponieważ podoba mi się sposób w jaki prowadzisz gry.
Inne uwagi*: Nie mam.
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyNie 08 Cze 2014, 14:19

Nie bawi mnie zabawa w "niszczenie złego teamu, bo cośtam". Sama historia również nie powala i do tego jest ona kalką z innej strony, co jeszcze bardziej utwierdza mnie w moim zdaniu. Niestety zapis jest ODRZUCONY.
Powrót do góry Go down
Nailer
Dzieciak z PokePluszakiem
avatar


Napisanych : 10
Dołączył : 17/06/2014
Wiek : 27

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyCzw 19 Cze 2014, 21:47

Imię i nazwisko: Scott Nailer
Wiek i płeć: 19l. Mężczyzna
Wygląd: Klik.
Charakter: [i]Scott to typ człowieka, którego nie da się zrozumieć. Może inaczej, to typ, który nie chce być poznany. Woli wieść żywot samotnika, otaczając się przyrodą i pokemonami. Jego zachowanie zależy od wielu czynników, bo potrafi się zachować z 'klasą', ale zdarza mu się też, że jego zachowanie wykracza ponad granice normalności. Nie da się przewidzieć, co ten człowieczek zrobi i dlaczego. Co śmieszne, on sam nie wie. Jego działania są automatyzmem, którego nie da się zrozumieć. U zwierząt byłby to instynkt i tu jest coś podobnego. Bywa nerwowy, a przy atakach jest osobą nieobliczalną. Mimo to częściej potrafi tonować emocję i zachować się... przyzwoicie. Jest pomysłowy i w każdej sytuacji potrafi się zastanowić, wymyślić coś, by odwrócić sytuację na swoją korzyść. Oprócz tego jest wytrwały. Życie samemu nauczyło go, że o wszystko musi zawalczyć sam i nigdy nie poddaję się, gdy na czymś mu zależy. Brakuję mu niektórych cech, które nabywa się spędzając czas z ludźmi i jest to jeden z powodów, dla których izoluję się od świata.

Historia postaci: Urodzony w okolicach Pewter City. Mimo to zapisy na temat jego dzieciństwa zniknęły, a sam Scott nie pamięta najmłodszych lat, ani swoich rodziców. W wieku 7 lat zamieszkał w domu dziecka, który zresztą nie przypadł mu do gustu. Od początku pobytu w nim był osobą mało popularną, zamkniętą w sobie. Nie dążył do kontaktu z rówieśnikami, czy też żartów, które kończyły się najczęściej jakąś karą. On w tym czasie rozmyślał, co ze sobą zrobić. Nie wiedział kim jest, ani co tu robi. Mając 15 lat otrzymał od opiekunek list, w którym dowiedział się tylko jak się nazywa. I to wszystko. Nie było tam nic więcej, a informacja o tym go nie pocieszyła. Zaczął jeszcze bardziej pogrążać się w samotności i coraz więcej czasu spędzał sam. Kończąc 18 lat otrzymał startera, i mógł wyruszyć w podróż. Ale on nie wiedział, gdzie, nie wiedział po co. Uważał, że skoro rodzice go porzucili to mieli ku temu wyraźny cel i podróż nic mu nie da. Po co więc opuszczać miejsce, które gwarantuję komfort życia i bezpieczeństwo? Większość dnia spędzał izolując się od reszty, a nie mając kontaktu z ludźmi nie wiedział nawet jak zagadać, gdy miewał ochotę pobyć z kimś. Najczęściej siedział na strychu, na starej skrzyni, z której miał widok na cały dziedziniec przed domem. Widok nie był nadzwyczajny, ale przyjemny. Chyba tylko tyle da się powiedzieć, bo nie był jakiś nadzwyczajny. W domu był już najstarszy, miał bowiem już 19 lat, ale mimo to nie czuł się jakoś dziwnie. Dzień był dosyć ładny, słońce świeciło coraz mocniej, a biały duży obłok rozbił się na mniejsze i rozpłynął po błękitnym niebie. Na dworze utrzymywała się cisza, głucha cisza.. Coś nie pasowało, to nie była rzecz normalna, bo mając ponad 500 wychowanków, 4 piętra wielkiego domu nie ma możliwości na taką ciszę. Scott zdenerwowany wstał z swojej skrzyni i wychylił się zza drzwi by zobaczyć co się dzieje na korytarzu. Piętro 4 i 3 było puste, ale zobaczył zgromadzenie na parterze. Początkowo myślał, że coś się dzieje i powinien tam być, ale nie odważył się zejść. Decyzja była bardzo mądra, bo po chwili do podopiecznych dołączyli opiekunowie wyciągnięci przez zamaskowanych zbirów. Każdy z nich posiadał przykute pokeballe, co mogło świadczyć o tym, że każdy posiada przynajmniej kilka stworków. Z wychowanków tylko on posiadał stworka, a opiekunowie? Ich pokemony nie potrafiły walczyć. Scott dobrze pamiętał, że to przytulne stworki, które lubią się bawić, a Izabell, jego opiekunka w młodzieńczych latach powtarzała, że te stworki nie potrafią zrobić krzywdy. Scott był spanikowany, ale nie wiedział o co chodzi. Ktoś krzyknął jego nazwisko... Potem zapytał, gdzie on jest. Ten fakt przykuł go dość mocno do ściany, nie wiedział co zrobić. Udał się do pierwszego pokoju, by zabrać kilka rzeczy. Dokładnie nie wiedział nawet co bierze, zgarnął rzeczy z szuflady do plecaka i wybiegł. Jak na nieszczęście zauważyła go opiekunka. Krzyknęła do niego, co spowodowało, że bandyci wiedzieli gdzie jest. Jedyna droga, którą mógł wybrać to strych. Udał się tam jak najprędzej idąc do okna. Był osobą szczupłą, więc nie miał problemu z przeciśnięciem się przez okno. Nim się obejrzał, był na dachu, płaskim, sztywnym i pewnym. Był wręcz pewny, że bandyci są zbyt masywni, by się przecisnąć, więc zabrał się do ucieczki. Plecak zarzucił na ramię, linę przywiązał do stalowego druta, który zapewniał TV w domu dziecka. spuścił się po linie praktycznie do samego dołu. Drugą linę trzymał w ręku, ale nie musiał jej używać. Nie panikował, ucieczka byłaby złym wyborem, bo kondycja nie była najlepsza, a oprychy mają zapewne latające stwory, które bez problemu by go dorwały. Podróż jego więc musi być wypełniona rozsądkiem. Najpierw jednak trzeba wywieźć w pole napastników. Zaczął biec w miejscu, gdzie ślady byłyby najbardziej wyraźne, aż do jakiejś wyraźniej drogi, bądź miejsca, gdzie śladów nie byłoby widać. Miał przewagę nad rywalami, dlatego mimo, że kondycja nie dopisywała, pokonanie pół kilometra nie było problemem. Gdy grunt się usztywnił, zarzucił linę do góry, mając pewność, że trzyma się mocno zaczął wchodzić na drzewo. Linę odrzucił, by mu nie przeszkadzała i sam usadowił się w ten sposób, by nie zostać zauważonym. Rywale, bo tak można ich nazwać nadbiegli po 10 minutach. Podnieśli linę i zaczęli burczeć między sobą i zwalać winę z jednego na drugiego. Padło dość głośnie, musimy go dorwać, po czym ruszyli. Wtedy Scott zaczął rozmyślać nad sensem swojego życia. Może rodzice nie porzucili go, tylko zapewnili mu bezpieczeństwo?
Początkowa kraina i miasto: Pewter City w regionie Kanto
Profesja (zawód): Trener
Cel: Rozpoznać zbirów i dowiedzieć się, o co im chodziło, ustalić kim są jego rodzice, dlatego go porzucili i czym się zajmują. Odnaleźć rodziców jeżeli jeszcze żyją...
Starter: Charmander
Dodatkowy ekwipunek: Chciałbym kawałek liny, ale nie pisałem o niej, bo nie wiem czy mogę posiadać takowy przedmiot. To zależy od Ciebie.
Czego oczekujesz od gry*:Różnych zwrotów akcji, by sama gra nie była monotonna, lubię, gdy coś się dzieje, ale bez przesady. Fajnie, gdy występuje balans, między czymś ciekawym, a czymś mniej, za co ja osobiście uważam, wędrówkę, bez żadnych wydarzeń
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*: Elma nie ma, a ty mnie o to prosiłeś, dlatego składam podanie do Ciebie
Inne uwagi*:Brak takowych. No chyba, że to, taki cytat z zapisu do Elma 'Myślę, że przygoda z sporą ilością akcji i brutalnymi scenami. Nie chce jej specjalizować, bo to temat, który można podejść od różnych stron. Tylko romanse mi daruj, bo to bardziej, jakiś kryminał, może nawet horror z brutalnymi scenami walki.'
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyCzw 19 Cze 2014, 22:20

Okej, niech będzie. Historia, jest nawet niezła. I mówi to osoba, co sama szuka zaginionej siostry. Żeby dalej nie przedłużać, grę uznaję za PRZYJĘTĄ.
Powrót do góry Go down
Cornel
Początkujący Trener
Cornel


Napisanych : 362
Dołączył : 10/07/2014
Wiek : 29
Skąd : Mazowsze

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPon 14 Lip 2014, 12:59

Imię, Nazwisko:

    Cornel Martin Lemon

Ksywa:

    Corn

Wiek:

    19 lat

Wygląd:
[list]Opis: Wysoki brunet (jakieś 180cm wzrostu), o piwnych oczach, które zależnie od padania słońca zmieniają kolor w czerwony bądź czarny. Ma sylwetkę dość umięśniona, dzięki sportowym upodobaniom. Włosy sięgaja mu za ucho i zastanawia się czy przypadkiem ich nie ściąć badź bardziej zapuścić.
Foto: Avatar
Charakter:

    Corny jest typem osoby która pomaga innym jeśli leży to w jego interesie z wyjątkiem dziewczyn którym nie potrafi odmówić pomocy. Często zdarza mu się najpierw mówić potem myśleć.

Historia:

    Historia Corna  rozpoczyna się jeszcze w dzieciństwie gdzie podczas zabaw z rówieśnikami dostrzegł w oddali siedzącą dziewczynkę. Wyglądała na smutną więc chłopak się nawet nie zastanawiał i pobiegł w jej stronę. -Czemu jesteś sama? -spytał ją. Nic nie odpowiedziała tylko patrzyła na niego jakby była zdziwiona tym, że ktoś się do niej odezwał.-Nie boisz się mnie? -spytała w końcu. -A czemu miałbym się ciebie bać? -dopytywał. -Wszyscy inni się mnie boją. Mówią że jestem córką wiedźmy. -odparła po chwili milczenia. -Wiedźmy?! To musisz mieć ciekawie w domu. -powiedział szczerząc sie do niej.-Jestem Leo ale wszyscy mówią na mnie Cień bo nie mogą mnie podczas chowanego znaleźć. -dodał. Dziewczynka znów zamilkła. -Nie powiesz mi jak masz na imię? -spytał robiąc smutną minę. Musiało ją to rozbawić bo zaczęła się śmiać.-Mary, jestem Mary.  Dzieciaki bawiły się razem przez następny rok gdzie doszło do wypadku w którym Mary ucierpiała. Bawiąc się w chowanego Corn ukrył się na drzewie pech chciał że owe drzewo miało spróchniałe gałęzie i gdy dziewczynka znalazła się pod nimi pękły spadając na nią. Leo wisiał na drzewie a Mary straciła przytomność. Chłopak szybko zszedł z drzewa by zobaczyć w jakim stanie znajduje się jego przyjaciółka ale nim znalazł się na dole dziewczynka znajdowała się na rękach jakiejś kobiety. -Coś uczynił mej córce? -spytała groźnie. -To był wypadek my się bawiliśmy. -odparł przerażony. -Wypadek? Wypadkiem było wasze spotkanie. Muszę się teraz zaopiekować nią ale nie zostawię cię od tak. Mary mówiła że nazywają cie cieniem więc zrób mi przysługę i zniknij jak cień.Przy ostatnich słowach chłopaka otoczyła dziwna mgła gdy znikła kobiety nie było. Corn i Mary spotkali się ponownie tylko raz rok po tym wydarzeniu choć spotkanie to za duże słowo bo tylko wymienili spojrzenia gdy siedział w aucie czekając aż jego rodzice zabiorą go do nowego domu. Ale ta krótka wymiana spojrzeń dała mu pewność że Mary nic nie jest dostrzegł tylko bliznę na obojczyku w kształcie krzyżyka. Mijały kolejne lata a chłopak zaadoptował się w nowym mieście zapominając o dziewczynie do czasu jego 19 urodzin. W ów dzień zobaczył że na jego piersi pokazało się coś co przypominało pusty zegar. Przez to że przez ostanie dni męczyły go koszmary związane ze straszną kobietą domyślił się że klątwa którą rzuciła matka Mary może być jednak prawdziwa. Nie wie ile ma czasu nim zmieni się w cień ale wie że musi odnaleźć albo Mary albo jej matkę by to odczynić. Wracając do wyboru startera. Chłopak wraz ze swoimi rodzicami niegdyś mieszkał w regionie Hoenn w Rustboro City. Kochał przebywać na dworze, natura to jego drugi dom. Jeszcze nim poznał Mary spędzał czas samotnie na dworze i pewnego dnia znalazł małe zielone jajko z ktorego wykluła sie trawiasta jaszczurka. Opiekował się nią po kryjomu i w koncu gdy odważył się pokazać swoje znalezisko rodzicom mała jaszczurka była do niego przywiązana.Rodzice chłopaka wiedzieli, że ciagnie go do pokemonów takze bardzo się ucieszyli, że sam sobie znalazł towarzysza z którym będzie podrózował i podbijał krainy.

Cele:

    ~Przedewszystkim ściągnąć z siebie klatwę

Region, miasto startowe:

    Kanto, dowolne

Starter:

    Treecko

Profesja:

    Trener

Profesja Drugoplanowa:

    Nastolatek

Rodzina:

    ~Matka - Daria
    ~Ojciec - Rob

Sugestie, Prośby:

    ~Nie krzycz
    ~Fajna towarzyszka

Ekwipunek:

    MP3, telefon, sluchawki

Dodatkowe:

    Wyglad zegara
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyWto 15 Lip 2014, 09:33

W historii opowiadanie zlało się z dialogiem. Podoba mi się, że chciałeś trochę dopieścić pod względem graficznym zapis, ale zrobiłeś to strasznie. Sama historia nie porywa mnie w żadnym stopniu. Sorki koleś, ale ODRZUCAM.
Powrót do góry Go down
Neccott
Dzieciak z PokePluszakiem
Neccott


Napisanych : 5
Dołączył : 15/07/2014
Wiek : 27

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyWto 15 Lip 2014, 16:24

Imię i nazwisko: Katsu Kurokawa

Wiek i płeć: 18 lat mężczyzna

Wygląd: Zapisy Images?q=tbn:ANd9GcR_txAP703paIa3Vd9MaJRZ4XU6Ud_Lg8NGv1WpdARlz_Ye__EBwQ

Charakter:  Na co dzień Katsu jest spokojnym, cichym chłopakiem, który z każdej trudnej sytuacji potrafi wyjść z głową na karku, potrafi wszystko przeanalizować i wybrać najlepszą opcję. Dla przyjaciół jest miły, przyjacielski i otwarty. Uwielbia imprezować , szczególnie z przyjaciółmi, ale na inne imprezy też chodzi. Wtedy jego opanowanie znika i budzi się w nim osoba szalona, wesoła i spontaniczna.

Historia postaci: Katsu wywodził się z bogatej rodziny. Tata architekt, a mama lekarz. Mieszkali w małym miasteczku przy plaży z średniej wielkości portem. Jego rodzice nie zwracali zbytnio na niego uwagi. Jedyne czego wymagali to to, żeby się uczył i poszedł w ślady jednego z nich. Pomimo to, że miał dostęp do wszystkiego co chciał, to atmosfera w domu była zła. Ojciec z matką albo się nie odzywali do siebie, albo non stop się kłócili. Wracając do Katsu, od małego uwielbiał patrzeć jak do portu przypływają piraci, aby napić się i odpocząć w miejscowej gospodzie. Wieczorami wymykał się z domu pod okna gospody, aby tam słuchać opowieści. Strasznie podobały mu się te wszystkie przygody, więź pomiędzy załogą i oczywiście imprezy po przybiciu do lądu. Pewnego dnia jego rodzice musieli wypłynąć na drugi koniec świata, gdyż ojciec miał tam nadzorować budowę szpitala, w którym miała pracować matka Katsu. Chłopak został w domu wraz z lokajami i czekał na rodziców, aż po niego wrócą i razem popłyną do nowego domu. Czekał tak przez 2 lata i zero wieści od nich. Pewnego  wieczora, gdy znowu poszedł do gospody usłyszał, że statek jego rodziców zaginął bez śladu. Nie dopłynął na docelową wyspę. Chłopak kiedy tylko to usłyszał wbiegł do środka i zaczął krzyczeć:
- KŁAMSTWO!!! TO NA PEWNO KŁAMSTWO!!!
- Uspokój się chłopcze, o czym ty mówisz? – zapytał jeden z piratów
- ONI NA PEWNO DOPŁYNĘLI DO WYSPY!
- Czekaj… Ty jesteś synem tego architekta i tej lekarki. Bardzo mi przykro ale nie widziano statku już od ok.roku.

Chłopak, kiedy usłyszał to ponownie rozpłakał się i pobiegł do domu. Wbiegł do niego i zamknął się w swoim pokoju. Przesiedział na łóżku całą noc rozmyślając co ma zrobić, aż w końcu wpadł na wspaniały pomysł. Cały następny dzień chodził po mieście kupując potrzebne mu rzeczy do wyruszenia w morze. Kupił linę, trochę jedzenia, kompas, bandaże i dużo wody. Następnie poszedł do portu. Szukał małej łódki, w której mógłby wypłynąć. Po godzinie szukania znalazł idealną. Podszedł do właściciele i zapytał:
- Za ile ta łódka?
- Nie jesteś za mały aby kupować łódź? – zapytał i się odwrócił
- Zapłacę podwójnie!
– krzyknął chłopak i wyjął woreczek ze złotem
Facet zgodził się i sprzedał mu łódkę. Kiedy nadszedł zmrok Katsu wrócił do domu i zaczął się pakować w plecak. O północy Katsu zaczął po cichu wychodzić z domu. Gdy już doszedł do głównych drzwi usłyszał:
- Gdzie panicz się wybiera? Chyba nie w morze?
- Tak proszę pana, chcę zostać piratem, zebrać załogę, bawić się z nimi, przeżywać przygody, a co najważniejsze odnaleźć rodziców! Muszę się dowiedzieć co się stało z ich statkiem!
- Rozumiem… W takim razie wieź to
– powiedział lokaj i dał chłopakowi pokeballe
- Złap pierwszego pokemona, który wpadnie ci do łodzi. Mówią, że to przynosi szczęście.
Chłopak poparzył na mężczyznę ze łzami w oczach, przytulił go, podziękował i pobiegł w stronę portu. Gdy dotarł na miejsce rozwinął mały żagiel i wypłynął krzycząc
- Od dziś jestem piratem! Odnajdę załogę, przeżyje niesamowite przygody i odszukam rodzinę!

Początkowa kraina i miasto:Kalos/coumarine city

Profesja (zawód):Hodowca/Pirat

Cel:Zebrać załogę, przeżyć wspaniałe przygody na różnych wyspach oraz odnaleźć rodzinę.

Starter: Jakiś wodny

Dodatkowy ekwipunek:Lina, kompas

Czego oczekujesz od gry*:Ciekawie poprowadzonej historii

Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*:  Jakoś tak wyszło, wszedłem na forum i zobaczyłem twój nick. Od tamtej chwili wiedziałem, że do ciebie się zapisze. Masz dobrą wyobraźnię i jesteś aktywny.

Inne uwagi*:Brak
Powrót do góry Go down
Cornel
Początkujący Trener
Cornel


Napisanych : 362
Dołączył : 10/07/2014
Wiek : 29
Skąd : Mazowsze

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyWto 15 Lip 2014, 18:32

Imie i nazwisko: Cornel Martin
Wiek: 17
Charakter:
Cornel z pierwszego rzutu oka jest spokojnym i nieprzykuwającym uwagi młodzieńcem, ale tak na prawdę jest zupełnie inny. Młodzieniec odznacza się nie bywałą charyzmą, dzięki której bez trudu może zagadać do przypadkowego przechodnia, jednak nie wykorzystuje tego zbyt często, ponieważ nie jest osobą, która koniecznie potrzebuje kontaktu z drugim człowiekiem, często nieznajomym. Woli upewnić się co do osób z którymi się przyjaźni oraz spędza czas. Zanim ktoś zostanie jego kolegą,chlopak musi dokładnie poznać tą osobę i podać ją kilku testom, aby upewnić się, iż ta osoba jest jego wart. Przez to postępowanie od zawsze miał tylko garstkę znajomych, którym bezgranicznie ufał. Młody Martin jest osobą, która woli polegać na swoim rozumie aniżeli sercu, co często budzi lekkie zdziwienie u innych. Mimo tego, że kieruję się rozumem to istnieje jedna rzecz dla której zapomni o swoim ideale, a jest nią jego ukochana rodzina, dla które może zrobić dosłownie wszystko, nawet dopuścić się najgorszego. Cornel jest z natury bardzo ciekawski jeśli chodzi o zdobywanie wiedzy. Bardzo chętnie kształci się i poszerza horyzonty swojej wiedzy. To właśnie głównie dzięki jego ciekawości i chęci poznawania historii został archeologiem.
Wyglad: avatar
Historia:

Przepraszam ze imie raito wystepuje ale na telefonie w tramwaju nie mam jak edytowac poprawnie
- Wkońcu jesteśmy - powiedział Raito zatrzymując się u podstawy wielkiego monumentu.
- Nie wierzę, że się nam to udało! Teraz zostało tylko wziąć to po co przyszliśmy - odrzekł zawsze pewny siebie Joe.
Pewność siebie Joe'go zawsze denerwowała jego kompana. Raito wolał robić wszystko powoli i dokładnie lecz przyzwyczaił się już do stylu pracy kolegi polegającym na improwizacji.
- Dobra, jazda do środka. Lepiej, żeby nikt nie sprzątnął nam tej figurki sprzed nosa! – rozkazał donośnym głosem Raito po czym wraz w ziomkiem wszedł do budowli. – Tylko pamiętaj… Patrz pod nogi, obaj nie chcemy, aby w naszą stronę poleciały miliony strzał czy wielka kula…
- Spokojnie, przecież dobrze wiem co robię.
Raito poraz kolejny przytaknął na lekko aroganckie słowa kolegi. Monument w, którym się znajdowali przypominał piramidę. Większość była wykonana z kamienia, który z powodu wilgoci panującej dookoła obrósł mchem. Co kilkanaście metrów w korytarzu o szerokości mniej więcej 2 metrów przyczepione były pochodnie, które Joe wymieniał i zapalał, aby ułatwić drogę powrotną. Uwagę mogły przykuć obrazy wykute na ścianach. Lewa ściana korytarza ukazywała stworzenie świata oraz powstanie Pokemonów, zaś prawa ściana ukazywała apokalipsę, koniec świata… Młodzi mężczyźni niezbyt skupiali się na tych rysunkach, bardziej przejmowali się tym, aby nie uruchomić żadnej pułapki. Raito coraz spoglądał na zdjęcie rodziny, które miał zawsze przy sobie. Rodzice i rodzeństwo były najważniejszą rzeczą w jego życiu.
- Jesteśmy… - powiedział Raito, docierając do sali w której znajdował się ich cel. Zadanie nie było jednak łatwe, ponieważ platforma z nagrodą była od nich oddalona o jakieś 30m, a między nimi była ogromna przepaść.
– Nasz cel jest tam – Raito wskazał palcem na figurę stojącą na podeście. – Jedyna możliwość, aby się tam dostać jest chyba oczywista… - chłopak dał znak kompanowi i w tym samym momencie wypuścili swoje pokemony – Weavile’a oraz Floatzel’a. Stworki momentalnie zaczęły swoją robotę. Poke-wydra użyła Water Gun, a Weavile Ice beam. Po minucie czy dwóch ich oczom ukazał się lodowy most.
- Dzięki chłopaki! – powiedzieli obaj młodzieńcy dając im po jednej muffince i chowając ich od balli.
- Joe idź pierwszy, robiąc to pojedynczo będzie bezpieczniej… - rzekł Raito.
Chłopak ruszył przed siebie. Każdy krok stawiał powoli i uważnie. W tym momencie nie przypominał tego odważnego i narwanego Joe’go, którym był wcześniej. Lód skrzypiał pod nogami młodzieńca lecz udało mu się przejść na drugą stronę. Teraz przyszedł czas na Raito. Spojrzał na zdjęcie rodziców po czym ruszył. Podobnie jak jego kolega szedł uważnie i wolno. Starał się jak najlżej naciskać na lód. Po chwili był już w połowie, kiedy to lód z tyłu zaczął pękać.
- Biegnij! – krzyknął Joe.
Raito bez chwili zawahania ruszył biegiem przed siebie. Lód pękał z ogromnym hałasem . Z każdym metrem wydawało się, że chłopak zaraz spadnie w przepaść lecz w ostatniej chwili udało mu się skoczy i wylądować koło przyjaciele.
- Huuu… Było blisko… - powiedział Raito po czym razem z kolegą spojrzeli w kierunku figury, która przedstawiała jakieś stworzenie.
- Ciekawe czyja jest to podobizna… Myślisz, że może to być legendarny pokemon?
- Nie wiem… Pan M. na pewno będzie to wiedział… - odpowiedział Raito po czym wziął figurę. – No to wrac…
Nie zdążył dokończyć, ponieważ figura zaczęła się świecić białym oślepiającym światłem, które spowodowało stracenie przytomności obu młodzieńców.

***

Raito obudził się w jakimś dziwnym miejscu. Był otoczony pustką. Dokoła nie było nic, a on jakby unosił się w powietrzu.
- Naruszyłeś mój spokój… A teraz za to zapłacisz – powiedział ktoś poważnym głosem.
- Kim jesteś i czego chcesz… - jąkał chłopak.
- Nie ważne jest to kim jestem, ważne jest to, że przyjście do świątyni było twoim błędem. Naruszyłeś mój spokój, którym cieszyłem się już od wielu milionów lat.
- Ja? Twój spokój? Niby jak to możliwe?
- W figurze, którą zabrałeś. Zamknięta jest moja dusza jak i moc. Jestem prastarym pokemonem, jestem Rynato… Brat Arceusa! Razem tworzyliśmy cały świat pokemonów lecz znacznie się różniliśmy… Arceus chciał aby wszystko żyło w harmonii, ja pragnąłem zniszczenia i śmierci… Za to mój brat zamknął moją moc i duszę w tamtej figurze, którą schował w piramidzie w której się znajdowałeś. Moja dusza i moc znajduje się teraz w jądrze świata. Uciekłbym, gdyby nie to, że monument jest zabezpieczony kluczem Arceusa, który składa się z 17 części czyli tylu ile jest typów pokemonów… Arceus oddał po jednej części 17 strażnikom, których rozsypał po całym świecie. Jedyną możliwością, aby je zdobyć jest pokonanie wszystkich strażników.
- Nigdy cię nie uwolnię!!!- krzykną Raito.
- Tak, też myślałem, ale mam dla Ciebie małę ultimatum. – w tym momencie przed Raito ukazała się jego rodzina i Joe, którzy zamknięci w klatce byli poddawani bolesnym atakom Rynato. – Poznajesz te osoby? Na szczęście udało mi się porwać te osoby ze świata materialnego do tego – duchowego, w którym teraz się znajdujemy. Jedyną szansą, aby przerwać ich cierpienia oraz ich uwolnić jest zdobycie całego klucz Arceusa. To jak umowa stoi?
- Gdyby nie rodzina, to nigdy bym na to nie przystał! Arceus dobrze postąpił, że cię zamknął!!!
- Hee… Czyli się zgadzasz… Tak też myślałem. A i pamiętaj jeśli powiesz chociaż jednej osobie o twojej nowej misji, twoja rodzina jak i kolega już nigdy więcej Ciebie nie ujrzą. Gdy zbierzesz już cały klucz powiem ci co dalej masz robić.
Po tych słowach Raito zemdlał.

***

Chłopak obudził się w jakimś dziwnym lesie. Przy sobie miał tylko pokeballa ze swoim pokemonem, zdjęcie rodziny oraz ekwipunek nowego poketrenera. Wstał, ochłonął po czym udał się w podróż ku poszukiwaniu klucza Arceusa.

Starter: Treeco
Profesja: Trener
Profesja poboczna: Archeolog
Partner/ Wróg: Wróg to w pewnym sensie Rynato. Wraz z rozwijaniem się fabuły, chętnie przygarnę jakiegoś partnera albo i dwóch i tak samo z wrogami.
Cel: Zdobycie klucza Arceusa, uratowanie rodziny, zostanie światowej sławy archeologiem
Prośby: Ciekawe, wciągająca gra i częste odpisy oraz wprowadzenie do gry wątku jakiejś organizacji archeologicznej, w której postać dostawałaby zlecenia itp
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyWto 15 Lip 2014, 20:57

Neccott, niestety ale po przeczytaniu historii jedyne co mi przyszło, to film "Titanic" i zapewne się domyślasz jaki konkretnie moment. Za to do łez rozbawiłeś mnie swoją prośbą. Jest ona na prawdę oryginalna. Mimo to jednak ODRZUCAM.

Cornel, jeśli na prawdę by ci zależało na zapisie, to złożyłbyś go w wolnej chwili, jakbyś miał dostęp do komputera, a nie przekopiowywałbyś to na telefonie. Sorki, ale decyzja taka jak u kolegi - ODRZUCAM.
Powrót do góry Go down
Paluel
Dzieciak z PokePluszakiem
avatar


Napisanych : 14
Dołączył : 24/07/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 25 Lip 2014, 13:45

Imię i nazwisko: Bansai "Minstrel" Pokero
Wiek i płeć: 23 lata, mężczyzna
Wygląd: Zapisy 2vkj6tz
Wysoki, tzn. mający 176 cm wzrostu młody mężczyzna o zawadiackim uśmieszku. Zadbana fryzura, przywodząca na myśl rozczochrane, długie krucze pióra jest tym, co we własnym wyglądzie mu najbardziej się podoba. Pod niebieskimi szkłami przyciemnianych okularów kryją się bystre oczy o złotych źrenicach. Na głowie albo szyi zwisają piękne słuchawki z symbolem ying yang. Pod długim skórzanym płaszczem widać gołą klatę. Chyba, że go rozepnie – wtedy ukazuje się oczom czarny podkoszulek na umięśnionej klacie. Na plecach ciemnoniebieski plecak. Z ramienia zwisa lśniący, niebieski shamisen, a na nogach błyszczą się czarniutkie, zadbane buty kowbojskie.
Charakter: Zawsze miał smykałkę do hazardu i kradzieży na wiele różnych sposobów. Tym się wzbogacił, ale też sprowadziło go to na manowce. Teraz już nienawidzi hazardu uprawianego dla przyjemności. Szanuje pokemony i kocha je na swój sposób. Tym bardziej swojego Elgyema, który jest jak młodszy, ale mądrzejszy braciszek, którego skromność zawsze zadziwiała Bansaia. Chociaż tak jak już wspomniałem, woli trzymać się z dala od hazardu, nadal od czuwa przyjemność w pokusach ciała, ducha i umysłu. Jednym z jego marzeń jest spędzenie nocy z Alicją w normalnych warunkach. Może nawet założenie z nią rodziny na starość? Wszystko jest możliwe...
Ma wielkie poczucie obowiązku w pomocy zagrożonym pokemonom i rozprawieniu się na dobre z Jashinem, który na pewno ma się dobrze i regeneruje swoje siły, zbierając nowych popleczników.
Jako, że odpowiednie służby udzieliły mu potrzebnej pomocy, stara się im pomagać, być dobrym obywatelem, który wiele im zawdzięcza. Często jest dosyć porywczy, topi czasem swoje smutki w alkoholu. Na szczęście miłość do muzyki nigdy nie słabnie, więc gra ludziom i pokemonom, pragnąć dać im chociaż trochę szczęścia. Ostatnio zwą go Minstrelem.
Historia postaci:  Paluel Alenjo jak każdy chłopiec pragnący coś udowodnić swojej rodzinie i całemu światu, wyruszył zdobyć sławę w całym Kalos. gdy tylko  nadeszła odpowiednia pora na odebranie swojego pierwszego pokemona. Jednak nie okazał się tak bohaterski jak trenerzy w opowieściach. Nie oddalał się za bardzo od głównych dróg, zwiedził całe wybrzeże, w góry nigdy się nie zapuszczał. Wędrując z Chimi - swoim Chimcharem – zarabiał walcząc z innymi trenerami i biorą udział w wielu pokazach. Coraz częściej było go stać na wiele luksusów, na jakie może pozwolić sobie trener pokemon. Było to i tak za mało, już w wieku trzynastu lat stał się zapalonym hazardzistą i złodziejaszkiem. Stać już go było na najlepsze jedzenie, ciuchy i rozrywkę, to było całe jego życie. Tak samo jak muzyka była całym jego sercem. Zdobywszy odpowiednią sumę pieniędzy, kupił sobie nowiutki shamisen. Zapisał się do szkoły muzycznej w której rozpoczął naukę gry na tym instrumencie. Już po roku nauki podjął się gry na ulicach wielu miast. Towarzyszył mu zawsze Chimi i Kirilla. Nawet poszczęściło mu się znalezieniem Meloetty. Małpiszon błaznował do muzyki, a Kirilla z rozśpiewaną Meloettą tańczyła hipnotycznie. Obie miały odwracać uwagę od małego złodzieja, małpiego błazna o zwinnych łapkach wyciskających z widowni ostatnie pieniądze. Nie uważał tego za nic złego i śmiał się z bajek o heroicznych czynach innych trenerów. Miał kasę i potrafił ich wykiwać tak, że nawet nie potrafili się spostrzec, że coś nie gra.
Pewnego razu, gdy wracał z całonocnego występu w jednej z knajp, poczuł jakby ktoś go śledził. Jakby nigdy nic szedł dalej, by ukarać natręta w ciemnym zaułku. Po skręceniu w pułapkę na poczekaniu wymyśloną, przybrał pozycję bojową wraz z podekscytowaną małpką.
Usłyszał klaskanie za plecami.
- Jestem pełen podziwu – usłyszał chrapliwy głos.
Zwinnie zamienił z małpką miejscami. Ujrzał wychudzoną sylwetkę w czarnym płaszczu.
- Taki młody, taki utalentowany – mężczyzna klaskał dalej – przydałbyś się.
Ten tylko prychnął.
- Wracam do domu i lepiej zejdź mi z drogi.
- To ma być groźba? Poszczujesz bezbronnego człowieka małpą? - spojrzał pogardliwie na pokemona, niemal krztusząc się ostatnim słowem.
- Czego chcesz? - zapytał przez zaciśnięte zęby młody artysta.
Mężczyzna rozłożył ręce w akcie pokoju i dał odpowiedź:
- Chcę tylko zostać twoim przyjacielem – pod kapturem pokazał się rząd zębów wyszczerzonych w demonicznym uśmiechu.
Młody muzykant mruknął pod nosem i spojrzał na rozmówcę jak na wariata. Dosyć zwinnego wariata. Nagle w dłoni człowieka odzianego czernią pokazały się dwa, na pierwszy rzut oka widać, że kosztowne naszyjniki. Chłopiec gapił się na nie łapczywie.
Nie chciałbyś tego więcej i jeszcze więcej? - kusił żmij.
- Czego ode mnie chcesz? - zapytał, siląc się na ukrycie wrażenia ubicia interesu życia.
Mężczyzna odwrócił się powoli plecami do rybki, która z łatwością połknęła haczyk i zaczął odchodzić.
Paluel stał jak głupi, nie wiedząc co robić.
Nie minęła minuta, a już wyciągnął pokeballa.
- Wracaj – rozkazał swojemu pokemonowi, który chwilę później wylądował w magicznej kulce. Ruszył za człowiekiem w czerni.
Publiczność, większa niż dotychczas, poznała wreszcie muzykę Alenja, będącą niestety przykrywką na kwitnący biznes złodziejski. Rozszerzanie tej działalności dało tylko dało tajemniczej sekcie, Bractwu Yveltala solidne fundamenty do zwerbowania Paluela.
Nadeszła kolejna nocka, kolejny udany koncert, kolejni frajerzy zapełniający portfel o wiele szybciej i szczodrej niż sami mogliby się spodziewać, gdyby byli tego świadomi. Nie tylko pokemony Paluela zdziałały tu cuda, wielką zasługę miały duchy i mroczne pokemony.
Alkohol płynął w najlepsze, a dziwne bóle głowy nie opuszczały chłopaka na krok.
- Jak zawsze dobra robota mój drogi przyjacielu! - poklepał muzyka po ramieniu, a zabawa trwała w najlepsze. W głowie szumiało.
- Ja już ci to mówię, razem zajdziemy daleko! - oznajmił przyjaciel. Pili dalej. Po paru minutach mężczyzna znów się odezwał:
- Mogę ci zaufać brachu?
Ucichł rozchichotany Paluel i odpowiedział:
- Oczywiście Jash, przecież nie od dziś się znamy!
Mężczyzna przytaknął i kontynuował:
- Chcę cię wciągnąć do grubszej sprawy. Znasz może Yveltala? Słyszałeś o Nim? - Paluel przytaknął. Jakby miał nie słyszeć o tym pokemonie? Często Jashin o nim wspominał z wielką fascynacją..
- Nadchodzi czas wielkich zmian, mój przyjacielu. Przetrwamy tylko jeśli poświęcimy Mu swoje dusze i ciała. Nie chcę, żebyś zginął, będziesz moją prawą ręką!
- Co? - zmrużył oczy – jakie, co?
- Ten świat wkrótce spłonie. W ogniu i mroku Yveltala narodzi się na nowo. Ja mam moc zebrania wszystkich wybrańców. Dołącz do mnie, a będziemy panować nad całym Kalos, nad całym światem! - stuknął kuflem o blat stołu.
W myślach Paluela pokazał się obraz bogactw, jakie tylko dla niego będą. Zerwał się z fotela i uniósł kufel.
- Za nowy świat, za Yveltala! - wypił resztę i z impetem rzucił o ziemię swój szklany kufel tak,że rozpadł się na drobne kryształki. Słowa te przychodziły z wyjątkową łatwością. Jakby... nie tylko był pijany, ale już kiedyś je wypowiadał. Padł uchlany w trupa na miękki fotel.
Obudził się na sofie obok. Wszystko było już ładnie posprzątane. Odruchowo zaczął szukać instrumentu.
- Tego Szukasz? - usłyszał kobiecy głos za plecami i już po chwili stał na równych nogach, tuląc swoją ukochaną shamisen.
Widok obcej, nagiej kobiety, która spojrzeniem uświadomiła mu, że również on jest całkowicie rozebrany i nie świadom jak wiele działo się poprzedniej nocy, nie był zbyt komfortowy.
- Co ty tu, co ja... - zaczął niezręcznie – gdzie moje ciuchy? - zapytał szybko na jednym wdechu i sięgnął do ubrań, których położenie wskazała.
- Czy my... - zaczął niepewnie, ubierając się. Kochanka tylko przewróciła oczami z dziwną satysfakcją i milczała.
Warkną poirytowany. I nagle go oświeciło.
- Tancerka... - zakręciło się w głowie i całkowicie chłopaka zaćmiło.
Coś jakby wizja... wspomnienia dające już wypowiedziane kiedyś... wczoraj słowa.
„Yveltal... świat w płomieniach... stare zastąpione przez nowe”.
Złapał się za rozrywaną bólem głowę, padł na podłogę.
„Ofiara”... obraz pokracznego dziecka zakutego w kajdany.
Słyszał w oddali, jakby głosy z całkowicie innego wymiaru:
- Chyba za duża dawka...
- Na pewno nie...
- Jashin...
- Milcz...
- Jash...
„Ofiara i poświęcenie”. Nowy świat w mroku skąpany... i znów sen....
Obudził się z potwornym bólem głowy. I dziurą w pamięci. Obok siedział Jashin.
- Jak tam Alicja? Dobrze się tobą zajęła? - zapytał Jash troskliwie.
Co? Ta naga tancerka w moim łóżku? - odezwał się ledwo przytomny Paluel. Zobaczył uśmiech na twarzy Jashina.
- Należy zmniejszyć dawkę – usłyszał gdzieś w oddali kobiecy głos, jakby z rur kanalizacyjnych. Znajomy głos...
- Miałeś wizje? - zapytał przyjaciel.
Co? - odruchowo chłopak odpowiedział na słowa o dawce i wizję – słyszałeś to? - rozglądał się nerwowo po suficie. Jakby słowa z oddali. właśnie młodego Paluela dotyczyły.
Jashin wydawał się nie rozumieć o co chodziło chłopakowi.
- Oczywiście! - odpowiedział radośnie - Yveltal często je na nas sprowadza. Co ci pokazał? Spałeś całe dwa dni!
- Ja... - błysk, szamotające się dziecko... nie, nie dziecko. Jakaś dziwna istota... powrót do rzeczywistości – widziałem łańcuchy, stół... coś nimi przypięte leżało na blacie. Duża głowa, jakieś kryształki... całe szare... to znaczy, nie kryształki całe szare, tylko jego, tego czegoś ciało. Krótkie nóżki i długie łapy... - Jashin się uśmiechnął, słysząc co chłopak mówi.
- Masz wielki dar chłopcze, Yveltal osobiście do ciebie przemawia. Domaga się ofiary i to nie byle jakiej! Odpoczywaj, my resztą się zajmiemy – jak rzekł, tak też się stało. Chłopak znów zapadł w sen...
Nie minęła chwila, a przebudzony stał obok Jashina w wielkiej, kamiennej sali. Na środku stało coś w stylu stołu.
Znów ten ból... i podpowiedź.
- Stół ofiarny – oznajmił bez namysłu, jakby wiedział o tym od dawna.
- Oczywiście. Możesz przyjrzeć się dokładnie, zanim mrok Yveltala nie zagości w sali.
Tak chłopak zrobił, a serce mocniej zabiło.
- Co tu się dzieje?! - podskoczył z przerażenia... na stole leżała istota objawiona w wizji. Ofiara dla fałszywego boga? Drastycznie okaleczona ofiara. Na dodatek o kształtach podobnych ludzkiego dziecka. Humanoidalny pokemon... tak nie można!
- Tak nie można... - wyszeptał.
- Oni manipulują. Niewolnik, wykorzystują. Zabijają tobą. Ratuj - rozległo się w głowie i nagle ucichło, gdy nastała nienaturalna ciemność. Jeszcze przez chwilę oczami wyobraźni widział stworka, który świdrował mu umysł, gdy w jego głowie pojawiły się te myśli. Co to było?!
- Nigdy się nie dowiem... - wymamrotał.
Nagłe szarpnięcie w tył, obolała szczęka. Ból skroni i zaschnięta krew na ołtarzu. Kiedy to się stało? Kiedy zaschła krew tego pokemona? Przecież przed chwilą... miął policzki mokre od łez, albo od krwi. Już sam nie wiedział.
- Przestań się mazać! - wykrzyknął Jashin trzymający chłopaka za długie, niezadbane kołtuny. Był, jeszcze nastolatkiem... ale skąd to zmęczenie umysłu i dziwny zarost na twarzy? Ile czasu tkwi w tym wszystkim? Jashin zamachnął się pięścią. Znów znajomy, przeszywający ból. Utrata przytomności.
Kubeł zimnej wody wylany na głowę, oślepiające światło lampy bije po oczach. Wkoło jest tylko masa anonimowych szyderców.
- Zamieńmy chociaż jednego Elgusa na tego szczura! - odezwał się pierwszy głos.
- Tak, na ołtarz z nim! - drugi.
Lina uwierała nadgarstki. Taśma na ustach odbierała prawo głosu.
- Ujebać mu nogi, wtedy już nie będzie kombinował!
- Ma najpierw spłacić u mnie swoje długi! - kolejny.
- Cisza! - zadudnił znajomy głos, to Jashin. Nagłe oświecenie... przywódca duchowy sekty. Bractwa Yveltala...  – oto wola naszego Pana! Zdrajca w ramach pokuty sam wybierze ofiarny egzemplarz! Po odbytym rytuale zostanie wygnany do najgłębszych czeluści gór, gdzie odbędzie wieczną tułaczkę. Zostało Postanowione!
Chciał krzyczeć, bronić się... lecz knebel umiejętnie to uniemożliwiał. Zostało tylko szarpanie się z więzami. Dostał dwa ciosy w plecy, dosyć mocnym kijem. Co się dzieje, czym zawinił? Jak w ogóle zdołał wpakować się w tą całą grę? Wystarczyło raz pomachać głupiemu dziecku świecidełkami po oczach. Zaczął szlochać.
- Śmierć! - wszyscy chórem zawołali.
Znów ten ból. Witany już z przyjemnością, chroniący przed ciągłym wysłuchiwaniem oszczerstw, chroniący przed cierpieniem. Znów utrata przytomności i sen.
- Zapomniany! – miły głos odezwał się w głowie.
- Kto to, co to? - jego serce ogarniał spokój.
- Paluel Alenjo – kolejny – Ratuj...
- Jak? Potrzebuję pomocy – poczuł przyjemne ciepło.
- Zostaniesz wygnany, wyzwolony. Wróg okaże się przyjacielem, jak przyjaciel okazał się wrogiem.
Obudził się w obskurnym lochu. Ktoś go szturchnął nogą.
- Pobudka, szczurku. To twój wielki dzień! Sam chciałbym kiedyś złożyć osobiście ofiarę na ołtarzu Yveltala – strażnik się rozmarzył, ale zaraz kopnął młodzieńca – ale przypadło to takiemu gniotowi. Phi – splunął na Paluela, który dostał pierwszy od wieków posiłek i napój, cuchnącą wodę. Lepsze to niż nic. Rzucił się łapczywie na zdobycz. Strażnik poszedł dalej, zostawiając przez resztę dnia, dwóch, trzech więźnia samego... więźnia, który już nie był w stanie określić biegu czasu.
Tak to zazwyczaj kończy się żywot marnych złodziei nieostrożnych w swojej niebezpiecznej grze.... jednak niektórym sprzyja szczęście, dostają kolejną szansę...
Najpierw wyruszył z egzekucyjną eskortą do lochu, gdzie więziono pokemony na ubój.
- Głupcy, aroganci – szeptało w myślach.
- Nic nie wiedzą
- Uda się
- Lewo! - zatrzymał się, sterowany wszechobecną mocą słów, które tylko mu dane było słyszeć. Mocy z której żaden fanatyk nie zdawał sobie sprawy, zaślepiony swoją głupotą i pychą.
- Ten – wskazał jednego z pokemonów. Takiego samego śmierć ostatnio przeżywał na własne oczy... tydzień, miesiąc temu? Czuł smutek... żal, że to znów musi się stać...
Szedł teraz korytarzem, pilnowany z pokemonem przez czterech strażników. Jednym z nich był ten z lochu, wyjątkowo przez Paluela znienawidzony.
- Znowu te kamienne suczysyny – skomentował jeden z nich dźwięki jakie wydawała góra.
- Ta, ostatnio coś za bardzo ożywione są – dodał drugi i nie pożył długo. Nagle ziemia pod stopami zatrzęsła się, a z tyłu i przodu podróżników droga została zawalona. Ze ścian wyskoczyły dwa olbrzymie pokemony.
- Goleeem! - z obu stron bestie zaryczały. Dwa skalne pokemony zaatakowały strażników, robiąc z nich totalną miazgę. Paluel klęcząc przyciskał do piersi uratowanego pokemona. Dopiero po chwili sam sobie to uświadomił. Uniósł głowę, by coś w tym całym kurzu zobaczyć... jednemu z golemów przyglądał się ostatni ocalały strażnik... na domiar złego ten więzienny. Gdy tylko niedawny oprawca spojrzał na ocalałego, szybko do niego podbiegł. Ten tylko się wzdrygnął i już chciał uciekać, ale muskularny olbrzym był szybszy. Chwycił więźnia mocno za ramiona i postawił na ziemi.
- Nie po to zrobiliśmy tyle zamieszania, żebyś stał teraz jak jakiś dureń. Do środka! - warknął i pchnął więźnia do utworzonej przez jednego z Golemów dziury.  Został chwycony przez kolejną osobę, zamaskowaną kobietę. Nie miał ani chwili wytchnienia, ani chwili na reakcję. Po prostu dał się prowadzić, a raczej ciągnąć. Naprawdę szybko go poganiała w głąb nowego tunelu. Dwa Golemy zablokowały przejście. Nie wiedział ile czasu minęło, ale już się nie przejmował. Niczym.
- Nawet ten kurwiszon Jashin nie wie o tej części gór – oznajmiła kobieta w masce, gdy weszli do pomieszczenia, które w porównaniu z tym co widział przez całe swoje życie, jest doskonale zadbane – już dawno chciałam tak go wykiwać. Wreszcie udało się jakoś mądrze zawalić tamto ważne dla nich przejście. Szkoda, że nie będę świadkiem jego krwawego szału – zaśmiała się i siadła na wygodnych poduszkach, zdjęła z twarzy maskę.
- Tancerka z łóżka? – oznajmił w ten dziwny sposób, że ją pamięta. Na jej twarzy pokazał się zmęczony uśmiech. Wskazała mu dłonią miejsce obok siebie. Padł więc przy niej zmęczony.
- Dobrze, że chociaż tyle pamiętasz. Całe pół roku jakimś świństwem cię regularnie faszerowali – opuściła wzrok.
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Pół roku?
Przytaknęła. Złapał się za głowę. Spojrzał w stronę z której przybyli.
- Jest doskonale przeszkolony w walce z mistrzami mroku odpowiedziała na niewypowiedziane pytanie. Położyła mu dłoń na ramieniu – zostaniesz tu na parę dni, jesteś bezpieczny. Zregenerujesz swoje siły, twój Elgyem też.
- Elgyem... to jego imię?
- Nie, nazwa rasy.
Pokiwał głową. Nietęga mina dziewczyny coraz bardziej go niepokoiła.
- Masz mi coś jeszcze do powiedzenia?
- Nie...
- Mów kobieto!
Wzdrygnęła się na jego ton.
- Pół roku... Pół roku regularnego podtruwania ciebie.
- To już wiem! - zbulwersowany wykrzyknął. Uniosła palec, jej spojrzenie było jak u karcącego rodzica. Uspokoił się. Pokiwała głową i kontynuowała:
- Wiem wystarczająco, żeby powiedzieć tobie, że niestety już w pierwszym roku waszej... przyjaźni, dawał tobie podejrzane specyfiki. Wiele razy próbowałam złagodzić ich działanie, może dlatego nigdy nie stałeś się jednym z nich.
Jednym z nich? - machnął ręką na mosiężne, stalowe drzwi. Zachichotał nerwowo. -  ucz mnie. Rozniosę ich w pył!
- Spokojnie kochaniutki, minie dużo czasu, zanim do tego dojdzie. Tak, będę cię uczyć – przesunęła dłonią po jego szczęce – a teraz się zrelaksuj – wyszeptała, ich wargi się o siebie zbliżyły.
Minęło jedenaście dni, zanim zaczęło być niebezpiecznie. Na szczęście już drugiego miał spakowane wszystko oprócz prowiantu. Podstawowe wyposażenie każdego trenera, kosztowności, które udało się jakoś wybawczyni Alicji przemycić. Jedenastego dnia, znacznie szybciej niż można było się spodziewać, sekciarze wpadli na trop uciekiniera.
Przeklęci yveltaliści! - zaklęła Alicja – nie zapomnij trasy, jaka zagwarantuje ci opuszczenie wnętrza góry! Pamiętaj czego cię uczyłam i że masz czystą drogę ucieczki! - pośpiesznie pakowała mu prowiant i wodę. Wrzuciła list do jednej z kieszeni.
- Tu jest raport. Masz go zanieść pod wskazany adres w Luminose City! Pędź!
- Dzięki za wszystko! Do zobaczenia – odpowiedział. Wziął plecak z całym ekwipunkiem i ruszył biegiem. Pokeball z Elgyemem podskakiwał w jednej z kieszeni.
Światełko w tunelu i zapach świeżości. Oślepiający blask światła...
Padł na kolana, ucałował ziemie obiecaną. Pozwolił swojemu pokemonowi na dzielenie się tą radością.
- Od dziś jesteś Happy, gdyż powinniśmy się cieszyć dniem z którym nastała nasza wolność – powiedział wreszcie do swojego pokemona. Ja jestem Paluel Alenjo.
- Paluel Alenjo, co z resztą niewolników? - rozbrzmiał głos w głowie. Elgyem wpatrywał się w człowieka, oczekując odpowiedzi, która dałaby chociaż odrobinę spokoju. - Na pewno dziś wielu zostanie ukaranych z naszego powodu. Każdemu z nich przeznaczona jest śmierć. Każdy z nich jest taki jak ja, wszyscy tego samego typu, jak wy ludzie mówicie. Łamaczka Skał dała ci skaner, zobaczysz o co chodzi, czemu to akurat my staliśmy się ofiarami.
Sięgnął szybko do plecaka i przycisnął do piersi znalezisko.
- Pokedex? Alicjo, jesteś aniołem... na czym to skończyliśmy? - uruchomił sprzęt, poświęcił chwilę na małe przypomnienie jak to wszystko działa. Uśmiechnął się, gdy w danych o sobie zobaczył wpisane Bansai Pokero, zamiast Paluel Alenjo.
- Nie – odpowiedział nowy człowiek. Pokemon zaciekawiony przekręcił głowę- Jestem Bansai Pokero. Bansai Pokero.
Pokemon ukłonił się swojemu wybawicielowi i odpowiedział:
- Jak sobie życzysz, Bansai Pokero.
Człowiek zeskanował potworka.
- Skromny, medium, umysł... odporności, słabości... psychiczne - jego oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
- Mroczne pokemony są całkowicie uodpornione na wasze umiejętności! - wykrzyknął, gdy odkrył o co Happy'emu chodzi. Elgyem kiwnął głową.
- Nie wiem jaki jest ich prawdziwy cel w gnębieniu nas, ale jedno jest pewne. Ta nietykalność robi łatwy łup właśnie z pokemonów umysłu. Na dodatek dzieci nie potrafiących jeszcze przebić się przez to ograniczenie. Jesteśmy tylko zwykłym mięsem na pożarcie – było słychać w przekazie bezsilną rozpacz. Bez zastanowienia Bansai przytulił Happy'ego.
- Nie brudź tym swoich myśli. Wracaj – uspokoił stworka i umieścił go w pokeballu.
Ruszył przed siebie, prosto do Lumiose City. Omijajał większe skupiska ludzi. Minął tydzień od rozpoczęcia wędrówki na powierzchni. Trafił wreszcie do miejsca z którego pochodził. Lumiose City przywitało go jak każdego przybysza swym pięknem i ogromem. Doprowadził się w stolicy do porządku, przywrócił sobie dawny blask, klasę swemu stylowi. Na co oczywiście składało się  kupno nowiutkiego, nieporównywalnie lepszego od poprzedniego instrumentu. Gotowy zawitał wreszcie pod wskazany adres.
- Jestem Pansai Pokero i mam wiele do opowiedzenia.  Alicja mnie przysyła – wystarczyło tych parę słów, by otrzymać rekompensatę za stracone lata życia. Gustav Brovick, jak nazywał się właściciel domu, tajny agent Służb Specjalnych, (do których należał strażnik lochu i oczywiście Alicja) dziennikarz i utalentowany trener Pokemon – sfinansował leczenie swojego gościa, jego pokemona i lokum w jednej z najlepszych kamienic najlepszej dzielnicy Lumiose City. Polecił też skontaktować się  najsłynniejszym profesorem we własnym imieniu. Tym samym od którego Bansai otrzymał kiedyś swój pierwszy starter. Ukochanego małpiaka, którego, jak dwa inne pokemony, zabrali yveltaliści, czyniąc w ten sposób pierwszy krok do pełnego zniewolenia i zindoktrynowania Bansaia. Na szczęście podobno był wystarczająco silny... i miął Alicję, swojego anioła stróża. Miał nadzieję, że jeszcze kiedyś się spotkają, że nie dopadli jej....
Ale czuł się bezpiecznie i to teraz było jedną z najważniejszych kwestii...
Tak jak Brovick zaproponował, Bansai odwiedził profesora Sycamore'a i również mu o wszystkim opowiedział. O niewolonych pokemonach umysłu, sekcie, planach Bractwa odnośnie Yveltala.
Wkrótce do obrotu publicznego trafiły wiadomości o rozgromieniu Bractwa Yveltala, ale on w to i tak nie wierzył. Nie wspomniano o uwolnieniu pokemonów, ani o Jashinie. Jedno i drugie przepadło bez wieści. Całe dwa lata poświęcił na odnowę ciała i umysłu, jednak pozostawiły po sobie ogromne ślady dziury w pamięci z tego pechowego okresu trwającego długie lata straconej młodości. Profesor udostępnił mu całą wiedzę odnośnie pokemonów umysłu, mrocznych i duchów, wróżek i całej reszty. Musiał odnaleźć wszystkie podobne Happiemu, zjednoczyć je, zjednoczyć się z nimi. Ostrzec przed niebezpieczeństwem ze strony Jashina i legendarnego Yveltala, którego przywódca upadłej sekty chciał zawsze posiąść.
Pewnego dnia Brovick zadzwonił do Bansaia w sprawie, która dała znak do działania...
- Pokero, musisz przyjść do mnie z Happym. Mam niepokojące wieści.
Chłopak jak trafiony piorunem szybko pojawił się w domu Gustava. Profesor też tam był.
- Panowie, co się dzieje? - zapytał niecierpliwie.
- Ostatnio zaobserwowano wzmożoną działalność mrocznych pokemonów, coraz więcej trenerów zgłasza zaginione pokemony i skradzione pokeballe.
Bansai już wiedział. Stał z opuszczoną głową, zaciskał mocno zęby, pięści pobladły od tego jak je zaciskał. Cały się trząsł.
- Zniknięcie jakich pokemonów... - wysyczał przez zaciśnięte zęby, przełknął ciężko ślinę.
- Odnotowano typu Psychic. Czyste, pierwszo- i drugorzędne.
- Gdzie? - rzucił krótko.
- Na wschodzie – odpowiedział profesor – na środku drogi 16 pod miastem znaleziono rozszarpaną Drowzee.
- Nie wiemy kto to może być, ale on wie, albo domyśla się, że możesz się przed nim ukrywać w wielkim, bezpiecznym mieście.
- Ja się nie ukrywam – wycedził przez zęby – pora sięgnąć wreszcie po pokeballe. Happy, idziemy! Czeka nas wiele pracy, żeby móc spuścić im niezłe manto – wyleciał przez drzwi jak szybki wiatr.
- Ja im dam gnębienie ludzi i pokemonów. Jeszcze zapamiętają, że z Bansaiem Pokero się nie zadziera.
Układał sobie w głowie przeróżne scenariusze walki z tymi głupcami, nieświadomymi, że ten trener w skórzanym płaszcz, shamisenem w ręku i wystrzałowymi okularami na nosie to ten, którego poszukują.
- Zapłacą mi za wszystko!
Początkowa kraina i miasto: Kalos, Lumiose City
Profesja (zawód): Trener. Badacz i poszukiwacz Pokemonów typu Psychic. Samozwańczy pogromca yveltalistów. Przyszły członek Nowej Nadziei.
Cel:
- Odnaleźć każdego Pokemona typu Psychic. Ostrzec, chronić, zjednoczyć.
- Nie pozwolić, aby Yveltal wpadł w łapy Bractwa.
- Pozbyć się na dobre Jashina i jego sekty.
Starter: Elgyem – Happy
Dodatkowy ekwipunek:
Shamisen – w krzykliwej, lśniącej wyraźnym, lakierowanym czystym błękitem barwie wypasiony instrument strunowy. Noszony na twardym pasie, który długie lata wytrzyma najgorsze traktowanie.
Słuchawki – to samo na poduszeczkach, dzięki którym słuchawki leżą wygodnie na uszach. Cała forma lśni srebrzyście. Grzbiety nauszników ozdobione symbolem ying i yang, na tle morskiego błekitu. Można je spokojnie podłaczyć do pokedexu, albo innego cuda techniki i słuchać najlepszą muzykę, jaką kiedykolwiek Bansai albo ktoś inny stworzył.
Okulary przyciemniane –  szałowe, najnowsze, najmodniejsze, błyszczące jak shamisen.
Długi płaszcz – skórzane, czarne okrycie ciała z ćwiekami, długie niemal że do ziemi. Kwintesencja każdego twardziela. Ceniącego sobie też gustowne guziczki. Do niego koksiarskie, skórzane rękawice zaprojektowane tak, by nie utrudniały gry. Jeszcze tylko motocyklu brakuje. Na biodrach dodatkowo  mocuje się ten płaszcz skórzanym pasem z wypasioną sprzączką.
Elastyczne, wygodne i wytrzymałe ciuchy z górnej półki – wygodne ochroniacze, podkoszulek i obcisłe spodnie. Wzorowane na kowbojskie, buty o wysokiej cholewie. Wszystko od najlepszych krawców i projektantów, jakich wydało na świat Lumiose City.
Plecak – ciemnoniebieski, najlepszy jaki można było kupić.
Lusterko i grzebień
Czego oczekujesz od gry*: Liczę na twoją pomysłowość, a najbardziej oczekuje tego, że moja postać osiągnie swoje cele.
Inne uwagi*:
Wrogowie:
- Bractwo Yveltala – sekta o zorganizowanej strukturze. Ich guru i najwyższym kapłanem był człowiek znany jako Jashin, który wprowadził kult Yveltala. Dążył do zdobycia tego potężnego pokemona. Sekta została rozbita, lecz znów nabiera sił. Bansai im podpadł, a oni mu. Ma tyle przewagi, że jest teraz całkowicie nie do poznania. Polują na pokemony typu: psychic. Specjalizują się w typie: dark i ghost.
Sojusznicy:
- Nowa Nadzieja – badają sprawy nielegalnych organizacji i rozbijają je. To dzięki nim rozpadło się Bractwo Yveltala. Należy do nich między innymi piękna Alicja z gór,(była yveltalistka) i Gustav Brovick (utalentowany trener pokemon i dziennikarz)
- Profesor Sycamore
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyPią 25 Lip 2014, 17:59

Muszę przyznać, że twoja historia była napisana bardzo ciekawie. Mimo, że wokół tego krąży wątek zemsty, nie czuję, żeby był on pierwszorzędny. Ty nie chcesz zniszczyć czy zabić członków Bractwa Yveltala, ty chcesz, żeby inni nie zostali przez nich skrzywdzeni. Nie przeszkadza mi również to, że dzieje się to w regionie Kalos, za którym nie specjalnie przepadam. Jednym słowem, jesteś PRZYJĘTY.
Powrót do góry Go down
Daichi
Początkujący Trener
Daichi


Napisanych : 117
Dołączył : 07/08/2014
Wiek : 28

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyCzw 07 Sie 2014, 20:21

Imię i nazwisko: Daichi Ryu
Wiek i płeć: Mężczyzna, 18 lat
Wygląd: Zapisy MhTdaIQ
Charakter: Obecnie charakter Daichi'ego zaczyna kształtować się na nowo. Kiedyś był dość łatwowiernym chłopakiem, na którego twarzy ciągle gościł uśmiech. Po wydarzeniach które go spotkały wszystko się zmieniło. Patrzy teraz na wszystkich ludzi jak na podejrzanych. Nie ufa nikomu, stara się trzymać ludzi na dystans. Bardzo ciężko wytrącić go z równowagi, ale gdy komuś się to uda, lepiej się nie zbliżać. Gdy za długo wspomina co sie wydarzyło, w jego oczach widać chęć zemsty. Chociaż ta chęć go przeraża to nawet nie próbuje jej powstrzymać. Wie co musi zrobić i będzie dążył do tego nawet gdyby była to ostatnia rzecz, jaką zrobi.
Historia postaci:  - Gratuluję, to kolejny syn! - powiedziała siostra ściskając rękę ojcu nowonarodzonego dziecka po czym szybko wróciła na salę. Mężczyzna odprowadził ją wzrokiem, po czym na jego twarzy pojawił się uśmiech. Nie był to jednak uśmiech wyrażający szczęście. Ryu wbił wzrok w podłogę ciągle się uśmiechając. W jego oczach malowało się szaleństwo.
- Wypełni się, wreszcie się wypełni! - szeptał podniecony, wstając z miejsca. Jego długie do ramion, czarne włosy były w kompletnym nieładzie, połowa zasłaniała mu twarz, ten jednak nie zwracał na to uwagi. Ruszył w stronę sali, jednak zatrzymał się tuż przed wejściem. Wydawało się, że nagle odzyskał świadomość. Jego wzrok spoczął na klamce.
- Wypełni się... ale jeszcze nie teraz. Hayato - nasza przygoda się rozpoczęła.




~~ 10 lat później~~




- Mamo! Powiedz Hayato żeby się ze mną pobawił! Ciągle przesiaduje w swoim pokoju i nie chce mnie wpuścić! - krzyczał niezadowolony Daichi siedząc pod drzwiami do pokoju brata.
- Za chwilę się z Toba pobawię kochanie! - odkrzyknęła Lily z kuchni. Jej mąż właśnie wrócił z pracy i czytał gazetę, nie zwracając szczególnej uwagi na otaczającą go rzeczywistość. Z tego stanu wyrwała go żona.
- Sam, może mógłbyś porozmawiać z Hayato? Od kilku dni wychodzi z pokoju tylko po jedzenie, po czym szybko do niego wraca. Martwię się o niego. - powiedziała zatroskana, patrząc w stronę męża. Ten spokojnie złożył gazetę, po czym spojrzał w zielone oczy małżonki.
- Zobaczę co da się zrobić, kochanie. Chociaż wydaje mi się, że to po prostu problemy w szkole. A może nasz mały Hayato się zakochał? Obdarzył rudowłosą uśmiechem, po czym razem z nią poszedł w stronę pokoju starszego syna. Tam czekał już na nich Daichi.
- Chodź synku, pomożesz mi przygotować kolację. - powiedziała Lily, rozgarniając włosy młodszego syna.
- Ale mamoo, Hayato ciągle siedzi w tym swoim pokoju... może on Ci pomoże? W końcu ja mam dzisiaj urodziny! - spytał z nadzieją Daichi, patrząc prosto w oczy matki.
- Nie. Tatuś porozmawia z Hayato, a my przygotujemy... hm, może naleśniki?
Kobieta wraz z synem poszli do kuchni, natomiast Sam stał pod drzwiami syna. W jego głowie przemknął obraz tego, co zdarzyło się 10 lat temu. Wtedy też stał przed drzwiami sali operacyjnej, wpatrując się w klamkę. Teraz jednak nie było obaw, by się zatrzymać. Odrzucił włosy do tyłu po czym popchnął klamkę w dół. Drzwi jednak nie drgnęły. Sam spodziewał się tego. Podniósł wzrok do góry, po czym zapukał dwukrotnie. Nie doczekał się odpowiedzi, zapukał więc ponownie.
- Hayato, otwórz. Musimy porozmawiać. Jego głos był łagodny, aczkolwiek stanowczy. Mężczyzna poczekał kilkanaście sekund po czym usłyszał zgrzyt zamka. Jeszcze raz nacisnął klamkę po czym wszedł do środka, zamykając za sobą drzwi. Nie chciał by ktoś usłyszał ich rozmowę. W pokoju było dość ciemno, jedynie lampka na biurku oświetlała pomieszczenie. Hayato leżał na łóżku odwrócony plecami do ojca. Jego rude włosy sterczały niemal identycznie jak u Daichi'ego.
- Nigdy w życiu się do Ciebie nie odezwę. Rozumiesz? Nigdy! Hayato krzyknął nagle, podnosząc sie gwałtownie z łóżka. W jego oczach widać było łzy. Patrzył na ojca wściekłym wzrokiem, jakby miał go za chwilę zabić.
- Hayato, posłuchaj... - zaczął Sam, próbując uspokoić syna, ten jednak mu przerwał.
- Nie, to Ty mnie posłuchaj. Czego Ty ode mnie oczekujesz? Jak w ogóle możesz tego ode mnie żądać? To jest nasza rodzina! Teraz już Hayato nie hamował łez. Cały się trząsł, patrząc tępo w poduszkę. Nie miał odwagi, by spojrzeć ojcu w oczy.
- Wiem że to jest nasza rodzina - odezwał się Sam stanowczym tonem. - Myślisz że mi nie jest łatwo? Jednak musimy to zrobić. Dla wyższego dobra. Masz jeszcze bardzo dużo czasu, oswoisz się z tym...
- OSWOIĆ SIĘ? Ty chyba kpisz... Wyjdź, nie mogę oglądać Twojej parszywej mordy.
Sam nawet nie zareagował na obelgę, tylko ruszył do drzwi. Dotknął klamki, jednak przystanął na chwilę. Spojrzał na syna, lekko się uśmiechając. Spokojnie Hayato. Jeszcze tylko osiem lat. Do tego czasu na pewno się z tym pogodzisz.



~~8 lat później~~



- Więc Daichi dzisiaj wraca? - spytał Hayato, spoglądając ukradkiem na matkę. Od ośmiu lat nie spojrzał jej prosto w oczy.
- Tak, będzie wieczorem. Ten kurs musiał go wykończyć, dlatego nie męcz go gdy wróci - odpowiedziała Lily, krojąc ogórka do sałatki.
Hayato uśmiechnął się do niej, po czym wyszedł z kuchni. Skierował się do swojego pokoju. Będzie wieczorem... więc to już dzisiaj. Zamknął za sobą drzwi, przekręcając klucz. Potem przeszedł przez pokój do biurka. Zręcznie otworzył szufladę w której znajdowały się dwa PokeBalle. Hayato wziął je i schował do kieszeni. To już dzisiaj.



~~ . . . ~~


- Mamo, tato, Hayato! Wróciłem! - krzyknął Daichi, wchodząc z uśmiechem do domu. Zapalił światło i rzucił na podłogę torbę. Szybko zdjął buty po czym zatrzymał się. Coś mu nie pasowało. Lily od zawsze witała go w progu, teraz jednak wydawało się że nikogo nie ma w domu. Dopiero teraz zauważył, że wszystkie światła były zgaszone.
- Mamo? Hayato? - powiedział, szybko przechodząc do salonu, zaświecając po drodze światła. Nikogo jednak nie znalazł, poszedł więc do kuchni, ale i tam nikogo nie było. Bardzo mu się to nie podobało. Następnym pomieszczeniem był pokój jego brata. Zauważył, że świeci się w nim lampka i już chciał do niego wejść, gdy usłyszał głos matki dobiegający z sypialni rodziców. Szybko tam pobiegł. Otworzył drzwi i zobaczył, że jego matka mówi przez sen. Już chciał ją obudzić, gdy zorientował się, że ktoś za nim stoi. Szybko się odwrócił, cofając się o kilka kroków do sypialni.
- Hayato? Co tu się dzieje? - spytał widząc swojego brata.
Hayato długo nie odpowiadał, wpatrywał się tylko w Daichi'ego pustym, pozbawionym emocji wzrokiem. Nagle osiemnastolatka przeszedł zimny dreszcz. Na ustach brata zobaczył uśmiech. Nie był to zwykły uśmiech, lecz mina szaleńca. Mina ojca, osiemnaście lat temu.
- Mrok... moc... Władcy Mroku... - mamrotał Hayato, śmiejąc się po cichu.
- Co Ty pieprzysz?! - krzyknął Daichi, robiąc krok w stronę brata. W tym samym momencie starszy brat podniósł wzrok a z jego twarzy zniknął uśmiech.
- Matka zwariowała. Nie stanowi już zagrożenia. Zagrożenia dla Nas. Została zu-ty-li-zo-wa-na! Ostanie słowa wymówił sylabami, jakby spodziewał się że Daichi może go nie zrozumieć.
- Czujesz narastający gniew? Taak, czujesz, widzę to w Twoich oczach. Ale powinieneś go wyładować na ojcu. To on kazał mi to zrobić. To on pokazał mi, jaką mocą potrafię dysponować... to jest cudowne uczucie!
Daichi wpatrywał się w niego, nie mogąc uwierzyć w to co słyszy. Zacisnął pięści, jednak nie ruszył się nawet o milimetr.
- Więc co teraz zrobisz? Sprawisz że ja też zwariuję? - powiedział przez zaciśnięte zęby, patrząc z nienawiścią w stronę Hayato.
- Nie, mój "kochany braciszku". - słowo "kochany" wyraźnie zaakcentował, by zadrwić z brata. - W szafce nocnej Lily znajduje się prezent dla Ciebie. Piękny, czerwono-biały PokeBall. W sumie powinieneś być wdzięczny, to prezent urodzinowy! Kumuluj swój gniew, swój mrok wewnątrz serca. Niech pochłonie Cię do reszty, wtedy zrozumiesz dlaczego to zrobiłem.
Po tych słowach Daichi nie wytrzymał. Rzucił się ze łzami w oczach na Hayato. Miał nadzieje że to wszystko było snem, nie działo się naprawdę. Był już kilka centymetrów przed bratem gdy ten... zniknął? Wyparował, przed nim była tylko ściana.



~~ . . . ~~



- Wiadomość przekazana, panie Sam - zameldował mężczyzna w czarnej szacie, po czym pośpiesznie ruszył do dalszego marszu przez las.
- Wyśmienicie... - szepnął mężczyzna, delektując się chwilą triumfu.
- A ten starszy? - spytał ktoś idący za nim. - Co z nim?
- Bierzemy go ze sobą. Gdyby Daichi go znalazł, wszystko by się wydało. Słaby rudzielec. Wszystko muszę robić sam...
- Pragnę zauważyć, że to ja wykonałem iluzję pana syna. - odpowiedział mężczyzna idący za nim.
- Tak, wiem to, Vendrick. Bardzo dobrze się spisałeś. Potrzebujemy mocy młodego, a Twoje przedstawienie sprawiło, że jego nienawiść pomoże nam Go obudzić. A teraz wystarczy tych rozmów, ktoś nas usłyszy. Do Siedziby Władców.
Grupa przyśpieszyła, nie zostawiając za sobą żadnych śladów.



~~ 2 miesiące później ~~


- Na pewno musisz już iść? - spytała ciocia Maya, patrząc z zatroskaniem na Daichi'ego.
- Tak ciociu, za godzinę muszę być na miejscu, stamtąd pojedziemy na obóz. - odpowiedział chłopak bez żadnych emocji, nawet nie patrząc w stronę swojej ciotki. - Opiekuj się mamą, niedługo wrócę.
Po tych słowach ruszył do drzwi, opuszczając dom. Ruszył przed siebie nawet nie wiedząc gdzie ma iść. Ścisnął PokeBall, który trzymał w kieszeni. Ten sam, który znajdował się w szafce matki. Prezent od "brata". Znajdę Was i się zemszczę. Obiecuję!
Początkowa kraina i miasto: Kanto, Pewter City
Profesja (zawód): Trener/detektyw
Cel: Zniszczenie bractwa, zemsta na bracie i ojcu, znalezienie spokoju na wyleczenie matki
Starter: Gastly
Dodatkowy ekwipunek: -
Czego oczekujesz od gry*: nacisku na fabułę :3
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*: Bo kłądziesz nacisk na fabułę :3
Inne uwagi*: Może dojść jakiś towarzysz w późniejszym etapie
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyCzw 07 Sie 2014, 20:51

Sama historia jest dosyć... specyficzna, ale i ciekawa. Jednak wydaje mi się, że historia została trochę wcześnie skończona, bo nie umiem odnaleźć jakiegoś punktu zaczepienia na dalszą część gry. Historia jest ok, ale wydaje mi się być niedopracowana. Na razie ODRZUCAM.
Powrót do góry Go down
Jeleniowaty
Dzieciak z PokePluszakiem
Jeleniowaty


Napisanych : 2
Dołączył : 12/08/2014
Skąd : Czarnobyl

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySro 13 Sie 2014, 14:11

Imię i nazwisko: Dathaner Price
Wiek i płeć: 19 lat, mężczyzna
Wygląd:  Białowłosy, dobrze zbudowany, wysoki (193cm), o średnim umięśnieniu ubrany w białą koszulę, czarny krawat, granatowy uniform, skórzane jasnobrązowe obuwie wojskowe oraz czarny pas z metalową klamrą.  
Zapisy 14n1d8y
Charakter: odważny, poważny, surowy, małomówny, uparty, podejrzliwy, wybuchowy
Historia postaci: Jego dzieciństwo było pozbawione niebezpiecznych przygód, żył beztrosko. Dzieciaki z okolicy raczej unikały Dathaner'a, co było mu na rękę, gdyż był typem samotnika. Jedynym, ulubionym zajęciem był trening wraz z starszym bratem, już wtedy wykazywał zaskakujące postępy w walce wręcz, choć był to tylko trening, bracia dawali z siebie wszystko. Za pierwszy wygrany sparing chłopak otrzymał Machopa, jednego z pokemonów brata. Dathaner nigdy nie przywiązywał dużej wagi do rodziny oraz swoich nielicznych znajomych, dlatego nikt się nie zdziwił, kiedy w 16 urodziny postanowił opuścić rodzime miasto. Wyruszył w podróż by odnaleźć swoje miejsce.

Podróż była pretekstem do podjęcia treningu oraz poznania trochę świata. Każdego dnia wyprawy młodzieniec trenował ze swoim pokemon, jednakże bardziej zwracał uwagę na swój własny rozwój niż pokemona, nie dlatego, że nie był mu potrzebny, po prostu uważał, ze aby pokemon stal się silny musi mieć jeszcze silniejszego właściciela. Machop i Dathaner zaprzyjaźnili się, lecz nie okazywali sobie tego w zwyczajny sposób, rozumieli się bez słów. Chłopak imał się każdej pracy aby tylko było go stać na wyżywienie, a w zimne dni na noclegi, ponieważ gdy było ciepło spał w swoim śpiworze.
Rok minął jak z bicza strzelił, chłopak postanowił dalej trenować, gdyż nie uważał ze osiągnął swój cel. Dlatego też, wyruszył w stronę nowego miasta, w celu dokonania większych zapasów jedzenia, dzięki czemu nie musiałby sobie przerywać treningu. Kiedy za drzew wyłonił się już cel jego podróży, Dathaner został napadnięty przez miejscowego bandytę. Chłopak pod wpływem przypływu agresji i wyczekiwanej próby sprawdzenia się, obezwładnia napastnika nim ten zdążył wyciągnąć pałkę teleskopowa, czy wyrzucić jakiegoś pokemona. Dathaner postanawia wsiąść pałkę na pamiątkę i w celu obrony, a bandytę zostawić samemu sobie. Następnie ruszył w kierunku miasta. Zaopatrza się tam w pożywienie dla siebie i swojego pokemona i spostrzega problem. Zaczyna mu brakować pieniędzy, w mieście nikt nie oferuje pracy wiec chłopak musi szybko coś wymyślić. Podczas gdybania jak rozwiązać ten problem zauważa faceta ubranego w mundur, który eskortuje grupę handlarzy. Z opowiadań miejscowej ludności okazuje się, że facet, którego widział jest najemnikiem i zarobił krocie na eskorcie trzech mężczyzn.
Młody chłopak znalazł rozwiązanie swojego problemu. Tylko kto zatrudni dzieciaka z jednym pokemonem? Trzeba to zmienić, muszę stać się potężnym trenerem pokemon! Ale jeszcze wcześniej powinienem popracować nad sobą.
2 lata później: Moja podróż rozpoczyna się dziś!!
Początkowa kraina i miasto: Kanto, Cerulean
Profesja (zawód): Trener/Najemnik
Cel: Zarobek, zdobycie i tresura wiernych i potężnych pokemonów w istny wojskowy sposób, żywot najemnika.
Starter: Machop Zapisy 357hpae
Zapisy Pra1h
Dodatkowy ekwipunek: pałka teleskopowa, duży zielony plecak, śpiwór, piersiówka, niezbędnik
Czego oczekujesz od gry*:
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*:
Inne uwagi*:
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySro 13 Sie 2014, 14:54

Historia jest krótka, to fakt. Dziwi mnie to, że rodzice głównego bohatera się nie martwili o swoje dziecko. Wspomniana też jest więź postaci ze starszym bratem. Nawet on nie chciał wiedzieć, czy Dathaner żyje? Historia nie porywa. Jeśli chodzi o bycie najemnikiem, to nie wyjaśniłeś tego w żaden sposób. Opisując w historii chociaż jedną "sprawę", zwiększyłbyś objętość zapisu, do tego pokazałbyś, jak sam widzisz pracę takiego najemnika. Mimo wszystko czuję pewien potencjał, jednak nie w zapisie, ale w twojej osobie. Dlatego zapis jest DO POPRAWY. Napisz inną historię, rozwiń trochę charakter Dathanera, a na pewno ktoś ciebie przyjmie.
Powrót do góry Go down
Vid
Dzieciak z PokePluszakiem
avatar


Napisanych : 14
Dołączył : 11/08/2014

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySob 16 Sie 2014, 21:02

Postać usunięta.


Ostatnio zmieniony przez Vid dnia Sob 06 Wrz 2014, 00:44, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry Go down
Mhrok
Mistrz Regionu
Mhrok


Napisanych : 2928
Dołączył : 02/05/2014
Wiek : 25
Skąd : Białystok

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptySob 16 Sie 2014, 21:55

Twój zapis zaciekawił mnie już przy imieniu i wieku. I nie myliłem się. Historia bardzo ciekawa i nowatorska. Nigdy nie widziałem takiego pomysłu. Cele nie są ochlapane i możliwe go wykonania w trzy strony. Niestety jest jedno ale. Pierwsza z twoich uwag, czyli te, że tak się wyrażę, "elastyczne ewolucje" Eevee'ego, po skonsultowaniu się z administratorkami, niestety nie mogą zostać przyjęte. Jednak sądzę, że sam wątek "bycia Ditto" jest wystarczający i mimo małego braku, będzie ciekawa. Jesteś PRZYJĘTY.


Gra powinna pojawić się jutro, lecz regularniejsze odpisy będą dopiero od poniedziałku wieczorem, gdyż aktualnie mam dostęp jedynie do ograniczonego internetu z telefonu.
Powrót do góry Go down
Leniu
Początkujący Trener
Leniu


Napisanych : 136
Dołączył : 31/03/2014
Wiek : 28
Skąd : Okolice Łodzi

Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy EmptyWto 19 Sie 2014, 21:10

Imię i nazwisko: Grey Michael Vincent
Wiek i płeć: 18; Mężczyna
Wygląd: Zapisy Images?q=tbn:ANd9GcS6d6rhR6n1fs4YxZpW8m5HDzCizfKKU50dPGzUs2062kQE8CpvGw
Charakter: Jeśli miałby wybierać między dobrem własnym a drugiego człowieka zdecydowanie wybrał by ratować kogoś. Nie przepada za tłumami osób. Nie lubi być w centrum zainteresowania ale robi zawsze to co uważa za słuszne dla niego. Nie stara się dopasowywać do kogoś. Jest wierny własnym przyjaciołom. Czasem lubi pożartować i wyciąć jakiegoś psikusa.
Historia postaci: Grey Michael Vincent. Młody, osiemnastoletni chłopak o specyficznym stylu bycia. Nie lubi trzymać się w grupie, jest dość oschły dla obcych ludzi a prawdziwą przyjaźnią darzy tylko jednego chłopaka…Rorana. Połączyło ich to że tego samego dnia trafili do…sierocińca. Stało się to dokładnie 11 lat temu. Grey miał wtedy 7 lat a Roran 8. Zawsze trzymali się razem i unikali innych osób. W wieku 15 lat każdy z podopiecznych opuszczał sierociniec i wybierał profesję jaką chce pełnić przez dalsze życie. Roran został hodowcą pokemon u największego mistrza tego fachu w całym regionie Hoenn. Podobno świetnie mu szło ale od tego czasu kiedy opuścił progi sierocińca Grey nie widział się z nim. Gdy trzy lata temu i on stanął przed wyborem i musiał wybrać swoją dalszą profesję i drogę dalszego życia wszystko co lepsze zostało już zaklepane przez innych członków sierocińca. Jemu została jedna z profesji…Zwiadowca czy tez jak ludzie ich określali Tropiciel. Zwiadowcy nie cieszyli się w żadnym z regionów dobrą opinią. Byli to ludzie przywdziewający ciemne płaszcze, potrafiący się maskować i wyśledzić każdego. Byli też podobno świetnymi trenerami pokemon lecz nikt nie na tyle odważny by kiedykolwiek jakiegoś wyzwać do walki. Korpus do jakiego oni należeli nie był dość liczny a mogli przystępować do niego wybrani. I tak właśnie się też stało ze mną. Kiedy podczas ceremonii wybierania profesji na którą się spóźniłem i przyszło mi wybierać jako ostatniemu i nie mogłem zostać trenerem zobaczyłem podchodzącego do mnie Zwiadowcę Halta, opiekuna naszego regionu. Powiedział że zaopiekuje się mną i wyszkoli na jednego ze swoich uczniów. Halt był najlepszym ze zwiadowców. Wszyscy mieli do niego szacunek i obawiali się go. Przez trzy lata uczyłem się fachu maskowania, strzelania z łuku, rzucania i walki na noże no i oczywiście tropienia oraz strategii walki. Opiekowałem się pokemonami Halta lecz nigdy nie pozwolił mi mieć swojego pokemona gdyż stwierdził że każdy ze Zwiadowców otrzymuje go wraz z odznaką zwiadowcy po 3 latach nauki czyli w dniu moich 18 urodzin. Niestety jak zawsze kiedy zaczyna się układać musi wydarzyć się coś takiego co sprawia że cały świat się walki. I tak też się stało w tym przypadku. Kiedy po ceremonii wyręczania odznak wszyscy świętowali i bawili się nastąpił atak. Team Magma zaatakował nasze obozowiska porywając część zwiadowców i śmiertelnie raniąc mojego nauczyciela Halta. Następnego dnia wszyscy opłakiwali go lecz nie ja. Podjąłem wtedy decyzję że pomszczę go i rozbiję cały Team Magma. Kiedy chciałem opuścić obozowisko zatrzymał mnie Crowley, przywódca całego korpusu Zwiadowców. Wyręczył mi coś co chciał żebym otrzymał. Było to niewielkie zawiniątko w którym było wszystko co będzie mi potrzebne do podróży. Otrzymałem pokemona i wszystkie przybory oraz trochę pieniędzy lecz moją uwagę zwrócił list następującej treści:

Dla Greya Michaela Vincenta

Drogi Greyu
Muszę ci powiedzieć coś o czym powinieneś wiedzieć. Nie jesteś i nigdy nie byłeś sierotą. Wiem że tego nie pamiętasz ale osoby które uważałeś za swoich rodziców zmarłych 11 lat temu byli jedynie twoimi opiekunami. Tak naprawdę to ja byłem twoim ojcem. Zawsze bałem ci się do tego przyznać i zapewne kiedy będziesz to czytał już nie będzie mnie w obozie. Co do twojej matki to muszę ci powiedzieć że również żyje. Jest archeologiem pokemon i ma na imię Sara. Nie mogliśmy nigdy być razem i dlatego oddaliśmy się dobrym ludziom. Przepraszam za to że cię tak skrzywdziliśmy ale nie mogliśmy zrobić nic innego…
Halt Vincent.



Po tych słowach do oczu Greya napłynęły łzy. Całe życie myślał że nie ma ojca a jednak prawda okazała się inna. Cieszył się jedynie że ostatnie 3 lata mogli spędzić razem. Ale teraz gdy jest już Zwiadowcom i mężczyzną może pomścić ojca i wpakować jego zabójców za kratki. Najpierw jednak musi odnaleźć matkę lecz nie sam…musi zebrać drużynę która mu w tym pomoże a pierwszy na liście jest Roran znajdujący się kilka godzin drogi stąd…
Początkowa kraina i miasto:Hoenn (miasto obojętne)
Profesja (zawód): Trener, Zwiadowca
Cel:Odnaleźć swoją matkę, wpakować za kratki zabójców ojca, spełnić swoje skryte marzenie na zostanie trenerem pokemon.
Starter:Growlithe
Dodatkowy ekwipunek:Łuk, noże do rzucania
Czego oczekujesz od gry*:
Dlaczego składasz podanie właśnie do mnie*: Sam nie wiem :D
Inne uwagi*:
Powrót do góry Go down
Sponsored content





Zapisy Empty
PisanieTemat: Re: Zapisy   Zapisy Empty

Powrót do góry Go down
 
Zapisy
Powrót do góry 
Strona 1 z 4Idź do strony : 1, 2, 3, 4  Next
 Similar topics
-
» Zapisy
» Zapisy
» Zapisy
» Zapisy
» Zapisy

Permissions in this forum:Nie możesz odpowiadać w tematach
 :: Off Top :: » Archiwum :: Gry :: MG Mhrok-
Skocz do: